7 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Chyba każdy fan muzyki uwielbia to nieziemskie napięcie związane z powrotem wielkich zespołów. W tym przypadku minęło już czternaście lat od czasu wydania ostatniej, studyjnej płyty **Van Halen**. W dodatku płyty, o której wielu fanów wolałoby zapomnieć.
Po sporych przetasowaniach w składzie, problemach alkoholowych Eddiego, niekończących się trasach koncertowych w ostatnich latach (uff), zespół w końcu wszedł do studia i zarejestrował nowy materiał. Radości było co niemiara, bo na stanowisku wokalisty znów zagościł David Lee Roth. Do reaktywacji klasycznego, pierwszego składu zabrakło jedynie basisty Michaela Anthony'ego. Jego miejsce zajął syn Eddiego, Wolfgang. Trzeba przyznać – zmiana mało odczuwalna.
Muzycznie //**A Different Kind Of Truth**// stanowi bardzo zgrabny, stylowy powrót do stylistyki z wczesnych albumów zespołu. Do dzikiego, nieokrzesanego rocka. Nie jest to zaskoczenie biorąc po uwagę fakt, że Roth podczas swojej solowej kariery właściwie cały czas hołdował takiej muzyce. Miłą niespodzianką może być natomiast forma Eddiego, który śmiga po gryfie niczym nastoletni szczeniak i po prostu doskonale sekunduje zwariowanemu Davidowi. I nawet jeśli już nie króluje w rankingach gitarzystów to wciąż jest wielki, a jego gry słucha się z zapartym tchem.
Na albumie otrzymujemy aż trzynaście utworów. Wszystkie to zdecydowanie ostra, hardrockowa jazda w najlepszym stylu **Van Halen**. Jedynie w pierwszej części //Stay Frosty// mamy spokojniejszy klimat zagrany na akustyczną, bluesową gitarę. Cała reszta płyty to rozsadzające riffy (//Outta Space//), efektowne solówki Eddiego, ładne melodie, które... mogły być ciut lepsze. W zasadzie chodzi o całą stronę kompozytorską, która jeszcze przed premierą wzbudzała kontrowersje. Wiadomo bowiem, że zespół sięgnął głęboko do archiwów, aby wyciągnąć z nich niewykorzystane wcześniej utwory, na przykład całkiem dobry //She's A Woman//, //Honeybabysweetiedoll// czy //Bullethead//.
Główną słabością //**A Different Kind Of Truth**// jest jednak to, że brakuje utworów wyróżniających się, czyli po prostu przebojów. Czegoś, co śmiało stanęłoby w szranki z chociażby //Panama// czy //Why Can't This Be Love// podczas koncertów. Singlowy //Tattoo// w opinii wielu fanów nie stanął na wysokości zadania.
Co by nie mówić album jest równy i dobrze się go słucha. Pokazuje zespół weteranów (wybacz, Wolfgang) pełen werwy i wiary w moc hard rocka.
Data dodania: 04-04-2012 r.