Encyklopedia Rocka

7 / 10

Maciej Wilmiński

A jednak! Powrócili - i to z Frankiem na basie! I po siedmiu latach możemy się cieszyć kolejną płytą. Jaki to powrót? Rzekłbym w stylu **Van Halen**, czyli mamy niespecjalnie spektakularną, ale bardzo solidną płytę, a cieszy nas przede wszystkim to, że znów grają. Zresztą mamy tu i inne podobieństwo, jak przyznał perkusista grupy część spośród zaprezentowanych tu utworów pochodzi z początków działalności zespołu. Nie, nie zawiedli. Co prawda brakuje tu tak jednoznacznych hiciorów jak //I Believe In a Thing Called Love//, //Love Is Only a Feeling// czy //One Way Ticket// i //Dinner Lady Arms//, ale jest tu wszystko to, za co lubimy tych czterech szaleńców. Utwory wciąż wypełniają riffy w stylu **AC/DC**, harmonie wyjęte z płyt **Queen** z lat 70., a przede wszystkim chwytliwe melodie, mięsiste brzmienie Les Pauli Hawkinsów i charakterystyczny, coraz lepszy wokal starszego z braci. I myślę, że ostatni raz sięgamy po porównania do tych zespołów, mamy tu bowiem po prostu styl **The Darkness**. To ważne, bowiem trochę problemów było z tym na przeprodukowanej i zbytnio queenonaśladowczej drugiej płycie. A //**Hot Cakes**// to płyta, której po prostu znakomicie się słucha. Utwory sporządzone są wedle sprawdzonych receptur. Są tu numery świadomie skrojone na potencjalne hity, jak rozpędzone //Nothin's Gonna Stop Us// (szkoda, że brak tu riffu), rozbujane i proste jak budowa cepa //Keep Me Hangin' On// (tu z kolei zawodzą zwrotki) oraz z pozoru niepozorne //Everybody Have a Good Time//. Dla mnie jednak najciekawiej robi się pod sam koniec albumu, od niezwykle pozytywnego i świetnie bujającego //She's Just A Girl, Eddie// (pocieszenie dla perkusisty po nieudanym związku) poprzez cudownie gitarowy i rozśpiewany //Forbidden Love//, aż po dwa kolejne kawałki, w których Justin rozkręca się ze swoimi falsetami. //Concrete// porywa britpopowym riffem (kojarzącym się z **Myslovitz**) i brawurowym wokalem, którego pełnię podziwiać możemy w dynamicznie zagranym //Street Spirit (Fade Out)// z repertuaru **Radiohead** (trzeba przyznać - zaskoczyli wyborem). Zwrotki tego ostatniego przypominają mi niedoścignione //Get Your Hands Off My Woman//. Trochę słabiej niż wcześniej jest z balladami. //Living Each Day Blind// przywołuje klimaty, jakie znamy i jakich oczekiwaliśmy (ach, to solo), ale już //Love Is Not The Answer// sprawia wrażenie napisanego na kolanie. Zresztą, podobnie jak i w przypadku poprzedniej płyty zdarzają się tu momenty, gdy zespół błądzi w meandrach przeciętności (//With a Woman//). Generalnie, to płyta na podobnym poziomie. //**Hot Cakes**// ukazuje nam zespół w pełni, ekhm, dojrzały i okrzepły. Tak, nie do końca to do nich pasuje, ale jednak. Wyszaleli się, dojrzeli... Panowie są już po przejściach, odpowiednią renomę też już zdobyli. Pozostaje tylko nagrywanie dobrej muzyki. Przyznam, liczyłem na znacznie więcej, na powrót z przytupem. Ale strasznie się cieszę, że ta płyta jest. I z niecierpliwością czekam na kolejne.
Data dodania: 21-08-2012 r.

Hot Cakes

The Darkness

Data wydania: 2012

Wytwórnia: Play It Again Sam

Typ: Album studyjny

Producent: Nick Brine, Justin Hawkins, Dan Hawkins

Gatunki: