Encyklopedia Rocka

8 / 10

Marcin Budyn

I tak się zaczęło... rok 1974, płyta zatytułowana po prostu //**Kiss**// i czterech dżentelmenów w z wymalowanymi twarzami na okładce. Album wielkiej furory nie zrobił i pewnie niewiele osób wówczas przeczuwało, że mają do czynienia z przyszłą legendą hard rocka. Tymczasem z dziesięciu utworów zebranych na płycie przynajmniej siedem to klasyki **Kiss** grane na większości tras koncertowych. Rewolucji w muzyce rockowej jednak raczej tu nie ma, w zasadzie są tu głównie dość proste, naznaczone energicznymi riffami gitarowymi kompozycje, z wpadającymi w ucho melodiami (zwłaszcza w refrenach). Teksty traktują głównie o dziewczynach i seksie, czasem pachną perwersją (//Nothin' to Lose//), bywa też o alkoholu (//Cold Gin//). Momentami robi się bardzo rockandorollowo (//Let Me Know// czy //Nothin' to Lose// z plumkającym pianinem i wtórującymi Gene'owi Simmonsowi chórkami). A poza własnymi kompozycjami muzyków **Kiss** znalazło się tu miejsce na cover //Kissin' Time//. Podobać się może radosny, naładowany pozytywną energią //Strutter// czy cięty //Firehouse//, najciekawiej robi się jednak w drugiej części płyty. Jest tu bowiem //Deuce//, żwawy, dosadny numer z fajnym drivem, Genem Simmonsem na wokalu i ognistą solówką Frehleya na końcu. Potem co prawda jest instrumentalny //Love Theme From Kiss//, który należy potraktować z przymrużeniem oka, ale zaraz potem dostajemy doskonały //100,000 Years//, z mrocznym klimatem, podkręconym basem i ciekawymi partiami gitary solowej, który wydaje się być żywcem wycięty z którejś ze starych płyt **Black Sabbath**. No i nawet wokal Stanleya trochę przypomina tu śpiew Ozzy'ego Osbourne'a. A już najlepiej wypada ostatni utwór. //Black Diamond// to jeden z najciekawszych kawałków nagranych przez **Kiss**. Zaczyna się od nastrojowego akustycznego wstępu, ze śpiewem Paula Stanleya, potem następuje mocne uderzenie w struny gitary elektrycznej i rolę wokalisty przejmuje Peter Criss. Jest to ognisty, gitarowy, rockowy numer z intrygującą, gitarową codą w wykonaniu Frehleya. A na sam koniec jest jeszcze ciekawy efekt "zwalnianej taśmy". Niezbyt przekonująco na tle całości wypada natomiast kompozycja //Cold Gin//, będąca wszak jednym z najbardziej kultowych utworów zespołu. Co prawda produkcja na kolana nie rzuca, chociażby solówki Ace'a Frehleya mogłyby być bardziej wyeksponowane, bo czasem wręcz umykają uwadze. Z pewnością nie jest to najwybitniejsza artystycznie płyta **Kiss**, ale mamy tutaj mnóstwo świetnych numerów i pozytywnej energii, przez co ciężko przejść koło tej muzyki obojętnie.
Data dodania: 06-11-2012 r.

Kiss

Kiss

Data wydania: 1974

Wytwórnia: Casablanca

Typ: Album studyjny

Producent: Kenny Kerner, Richie Wise

Gatunki: