7 / 10
Marcin Budyn
Dwie płyty w jednym roku? Różnie to **Kiss** wychodziło, ale choć //**Rock And Roll Over**// jednak nieco odstaje od znakomitego //**Destroyer**//, to nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z całkiem dobrym materiałem. Przydarzyło się tu trochę wypełniaczy (przede wszystkim nijaki, nudny //See You in Your Dreams//), ale jednak znalazło się tu kilka nadzwyczaj interesujących przebłysków.
Jest tu sporo zadziornego, hardrockowego grania, takie rzeczy jak //I Want You//, czy //Makin' Love// jak to się mówi - kopią dupsko. I nic to, że ten ostatni wyraźnie odwołuje się do dokonań **Led Zeppelin** (przede wszystkim tutejszy riff zdaje się być wariacją słynnego riffu z //Whole Lotta Love//), utwór jednak broni się świetnie, no i mamy tu całkiem fajne solo Ace'a Frehleya. Delikatnie może irytuje piskliwy głos Paula Stanleya w akustycznym intro //I Want You// (w //Black Diamond// ten patent się nieco lepiej sprawdził), ale to również łatwo wybaczyć, bo numer jest naprawdę wyśmienity.
W pamięć zapada //Calling Dr. Love//, gdzie w rolę "Doktora Miłość" wciela się oczywiście Gene Simmons. Niezły jest też zadziorny //Take Me//. Numerów takie jak //Ladies Room//, //Baby Driver// czy //Love'Em Foir Leave'Em//, słucha się dobrze, jednak niczym specjalnym się one nie wyróżniają. Z kolei //Mr. Speed// to taki trochę staroświecki, beztroski numer, również nic nadzwyczajnego.
Od całości klimatem nieco odstaje leciutki, acz żwawy //Hard Luck Woman// zaśpiewany przez Petera Crissa, z przyjemnie brzdąkającymi gitarami akustycznymi i z wpadającą w ucho melodią. To taki jeszcze jeden pozytywny akcent. W ostatecznym rachunku **//Rock And Roll Over//** wychodzi na plus.
Data dodania: 06-11-2012 r.