Encyklopedia Rocka

4 / 10

Maciej Wilmiński

Wraz z coraz większymi sukcesami jakie osiągał ze **Scorpions** Uli Roth coraz gorzej czuł się w szeregach zespołu, o czym dawał dość dosadny wyraz, pisząc nawet piosenkę na ten temat (//I've Got To Be Free// z **Taken By Force**). Formując **Electric Sun** uwolnił się w końcu od "komercyjnych zapędów" liderów **Scorpions**, ktorzy w mniemaniu Rotha należycie go nie doceniali i sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem dostał szansę pokazania na co naprawdę go stać, o czym informuje nas już na samym wstępie: //Oh, I was so sad - I thought I would go mad/Yet now I am free and I'm gonna take you/Into the fire of the Electric Sun//. Jakkolwiek jednak nie narzekałby na **Scorpions**, to chcąc nie chcąc, musiał wiedzieć, że to właśnie płyty z tym zespołem zapewniły mu szanse na zaprezentowanie swojej muzyki szerokiej publiczności i świetny punkt wyjścia. Jego liczne kompozycje oraz cała masa niesamowitych solówek jakie znalazły się na płytach **Scorpions** spowodowały, że na pewno wiele osób kupiło ten album w ciemno, spodziewając się muzyki co najmniej na miarę tamtych dokonań. Świetna,intrygująca okładka zapowiada emocje nie z tej ziemi... i faktycznie - płyta na pewno nie pozostawi słuchacza obojętnym. Sęk w tym, że wyzwala ona tyle samo emocji pozytywnych co i skrajnie negatywnych. Oto bowiem otrzymujemy zestaw kompozycji utrzymanych w hendriksowskim stylu doskonale znanym z płyt Scorpions (momentami można mieć nawet wrażenie deja-vu - //Electric Sun// motorycznie przypomina //Polar Nights//, //Lilac// - recytacje z //Fly To The Rainbow//), bardzo udanie wzbogaconym o wpływy muzyki klasycznej. Gry Rotha na gitarze jak i samej muzyki w większości przypadków słucha sie z prawdziwymi wypiekami na twarzy (najlepszy przykład to porywający //Electric Sun// z niesamowitym solem), ale... No właśnie - problem tkwi w tym, że Uli nie tylko gra tu na gitarze, ale też śpiewa. O ile na płytach **Scorpions** dał się poznać jako wokalista całkiem przyzwoity, jednak posiadający niezbyt ciekawą barwę i mocno ograniczone możliwości, a także spiewający z silnym niemieckim akcentem, tak tutaj brzmi to tak jakby tak zachłysnął się wolnością, że zapomniał o jakiejkolwiek samokrytyce. Prezentuje nam bowiem bardzo dziwny sposob śpiewania, a właściwie specyficznej recytacji i interpretacji tekstów, tworząc dziwaczne a momentami wręcz groteskowe linie wokalne. Posłuchajmy takiego //Burning Wheels Turning// gdzie mamy bardzo ładny wstęp, ale zanim damy się porwać na dobre, na drodze stoi nam sam Uli doprowadzając swoimi wokalizami do szewskiej pasji. Nie dziwi więc fakt, że najlepiej wypada najbardziej przebojowy //Still So Many Lives Away//, gdzie prosta linia melodyczna i refren powodują, że Roth nie bardzo ma tu pole do wokalnych akrobacji. Cała nadzieja w utworach instrumentalnych - mamy tu ich dwa, a właściwie trzy. //Winterdays// i //Japanase Dreams// (wbrew tytułowi Roth szepcze tu po...niemiecku i angielsku) to krótkie i spokojne impresje z dość ciekawym klimatem, natomiast ponad 10-minutowy utwór tytułowy rozczarowuje - najpierw mający zapewne oddawać klimat tytułu 4-minutowy momentami wręcz kakofoniczny wstęp, potem popisy grania w stylu psychodeliczno-neoklasycznym - koneserzy z pewnością docenią - jednakże brak ciekawych melodii przeciętnego słuchacza po prostu znudzi. Ciężko jest ocenić taki album. Z jednej strony sporo porywającej muzyki, z drugiej fatalny wokal. Na tyle fatalny, że może zniechęcić już po kilku minutach słuchania. Gdyby był tu inny wokalista... Gdyby. Ta płyta wiele obiecuje i momentami wiele nam daje, po chwili jednak brutalnie nam to odbierając. Ocena musi być więc surowa. Zwłaszcza, że ta płyta naprawdę miała zadatki na to, żeby być wielką.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Earthquake

Electric Sun

Data wydania: 1978

Wytwórnia: Metronome

Typ: Album studyjny

Producent: Uli Jon Roth

Gatunki: