9 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Żarty się skończyły. Rok wcześniej Bruce oficjalnie pożegnał się z **Iron Maiden**, tym samym **Balls To Picasso** okazał się albumem inicjującym prawdziwą solową karierę wokalisty. Albumem niezwykle ważnym, ponieważ właśnie on miał pokazać ile sam Dickinson jest wart i w jakim kierunku muzycznym będzie zmierzał w kolejnych latach.
Album nie daje konkretnej odpowiedzi na te pytania. W przeszłości Dickinson rzadko komponował samodzielnie. Także repertuar na **Tattoed Millioner** przygotował razem z Janickiem Gersem. Na **Balls To Picasso** poznajemy kolejnego partnera-kompozytora - Roya Z. Ten człowiek swoisty multitalent, którego odkrycie należy chyba przypisać właśnie Dickinsonowi. Dobry gitarzysta, bardzo dobry producent i przede wszystkim rewelacyjny kompozytor, a najbliższe lata pokażą, że kompozytorska spółka z wokalistą **Iron Maiden** jest niezawodna. Jest w niej ta sama chemia, która łączyła Lennona z MacCartneyem czy Jaggera z Richardsem.
Na **Balls To Picasso** nie brakuje świetnych kompozycji. Ba! Łatwiej wymienić wpadki, a właściwie jedną. Utworem //Shoot All the Clowns// bez wątpienia Dickinson puszcza oczko w stronę list przebojów (nic dziwnego że numer trafił na singla). "Mięciutka" i przebojowa melodia, rapowane wstawki. Konserwatywni fani czegoś takiego raczej nie przetrawią. Utwór może nie jest zły, ale sprawia wrażenie pretensjonalnego, pochodzącego z zupełnie innej bajki.
Poza tym jest wybornie. Na otwarcie //Cyclops// - numer, który najprościej określić jako fuzje starego i nowoczesnego metalu. Za pierwszym przemawia charakterystyczny mocny śpiew, za drugim brzmienie i gra muzyków (szczególnie gitarowa robota Roy’a Z.). Niemniej większość fanów **Iron Maiden** powinno zaakceptować taki kolaż. //Cyclops// to za razem bardzo reprezentatywny kawałek dla tej płyty W jego ślady idą //Hell No!//, brzmiący niczym hymn wojenny //Gods Of War// czy przebojowy //1000 Points Of Light//.
Dickinson ciekawie eksperymentuje z głosem. Czasem bardziej w zwrotkach (//Sacred Cowboy//), czasem w refrenach (//Fire//). Generalnie robi to z dużym wyczuciem, tak aby w żądnej kompozycji nie zabrakło jego charakterystycznego stylu śpiewania.
Na **Balls To Picasso** trafiły również dwie ballady. Pierwszą dostajemy w połowie płyty - to //Change Of Heart//. Niebanalna aranżacyjnie, nastrojowa i bardzo sentymentalna. Napisałbym doskonała, ale prawdziwą doskonałość odsłania ostatni na płycie //Tears Of The Dragon//. To bez wątpienia najsłynniejszy numer Dickinsona i wielki finał tej rewelacyjnej płyty. Kto wie, być może to metalowe //Stairway To Heaven//? To wielkie słowa, ale o //Tears Of The Dragon// można mówić tylko z podobną czcią. To misternie zbudowana i pięknie rozwijająca się kompozycja. Akustyczne, nastrojowe canto przeplata się tu z wybuchowym, monumentalnym refrenem. Z każdą minutą utwór nabiera tempa, by w końcu przeistoczyć się w niemal maidenowską galopadę (z popisową solówką Roya Z. na pierwszym planie). Wielkie dzieło, które powinno Steve’a Harrrisa przyprawić o wściekłość, że nie znalazło sie w maidenowskim repertuarze.
Z perspektywy czasu można postawić tezę, że **Balls To Picasso** to najambitniejsza i najoryginalniejsza płyta Bruce'a Dickinsona. Nigdy wcześnie i nigdy później tak udanie nie połączył on swojego staroświeckiego stylu z muzyką teraźniejszą.
Data dodania: 01-01-2012 r.