10 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Jakże fatalne musiało być wtedy samopoczucie Dickinsona. W momencie, gdy opuścił **Iron Maiden**, nieustannie krytykował ich skostniałą muzykę, nie chciał już z heavy metalem mieć nic wspólnego. Tak więc wykonał krok żałosny, ale nie było innej możliwości... Po eksperymentach Dickinson musiał powrócić na łono metalu. Z uśmiechem na twarzy i bojowym nastawieniem udało mu się to zrobić w wielkim stylu.
Na początek odświeżył współpracę z Royem Z, ale prawdziwą bombą było dołączenie Adriana Smitha, ex-gitarzysty **Iron Maiden**. Wraz z mniej znaną sekcja rytmiczną powstał skład o potwornym potencjale. W ten sposób zostało przesądzone, że na **Accident Of Birth** pobrzmiewać będą echa maidenowych lat.
Generalnie rzecz biorąc, dużo tu podobieństwa do **Balls To Picasso**. Muzyka znów okazała się efektownym połączeniem nowoczesności i staroświeckości, ale z akcentem na to drugie. Na dzień dobry //Freak//: riffowy numer, pędzący niczym huragan. Dickinson śpiewa tak jak lubimy, ale gitarowa robota duetu Roy Z - Smith dobitnie uświadamia, że to już nie lata osiemdziesiąte. Poprzedzony klimatycznym intro //Starchildren// jest wolniejszy, ale w podobnym stylu. W //Taking The Queen// urocze gitary (trochę folkowy klimat) przeplatają się ostrymi, monumentalnymi wejściami. Czas na najbardziej maidenową kompozycje czyli //Darkside Of Aquarius//. Dosyć długa, epicka rzecz z galopującymi gitarami.
Na **Accident Of Birth** nie brakuje tez balladowych chwil. W kunsztownie zaaranżowanym //Man Of Sorrow// słychać nieco //Tears Of The Dragon//, ale daleko mu do niego. Cudownie ascetycznie (tylko gitara akustyczna, leciutkie smyki i śpiew) brzmi //Arc Of Space//. Jest jeszcze //Omega//, kompozycja ze sporym rozmachem. Taka pół ballada z bardziej czadowymi fragmentami.
Najciekawsze fragmenty? Na pewno //Road To Hell//. Bardzo szybki, porywający kawałek z przebojowym refrenem i wyśmienitymi gitarami. Co prawda trąci stylem **Iron Maiden** (jedna z dwóch kompozycji napisanych z A.Smithem), ale tej klasy numeru Steve Harris z kolegami nie mieli już od dawna. Także tytułowy utwór wbija w ziemie. Niesamowicie ciężki, z bezdusznym rytmem i znów świetną solówką Smitha.
Nawet jeśli powrót Dickinsona do metalu odbył się na siłę, na **Accident Of Birth** tego nie czuć. Płyta aż kipi energią, entuzjazmem i co najważniejsze wspaniałą muzyką. Zupełnie jak byśmy mieli do czynienia z debiutem. Tak! W tym jest prawdziwa magia, iskra boża, która sprawia, że **Accident Of Birth** jest według mnie najwspanialszym solowym albumem **Bruce’a Dickinsona**.
Data dodania: 01-01-2012 r.