Od dawna czekam na naprawdę bardzo dobrą płytę **Helloween**. Ostatnim bezsprzecznie świetnym wydawnictwem było wszakże //**Better Than Raw**//, jeszcze z końcówki lat 90. Potem co prawda niemiecki kwintet nie schodził poniżej pewnego poziomu, ale mimo regularnie wydawanych płyt nie zaskoczył niczym szczególnym. Była co prawda bardzo dobra płyta //**The Dark Ride**//, jednak to nieco cięższy, mroczniejszy album, nie do końca w charakterystycznym stylu **Helloween**. Wydany w 2013 roku //**Straight Out Of Hell**// choć przyjęty został przez wiele osób entuzjastycznie, jest raczej średni... Zaczyna się od //Nabataea// z mitologicznymi odniesieniami w tekście i muzyką lekko zabarwioną orientalizmem i przypominającą momentami nieco słynny //Gates of Babylon// **Rainbow**, urozmaiconą przez klimatyczny, fantazyjny fragment pod koniec. Co tu dużo mówić, znakomity numer, ale wiadomo - byle czego się na początek płyty nie daje. Przede wszystkim jest tu oczywiście sporo powermetalowego młócenia z patetycznymi, śpiewnymi refrenami i szybkimi, finezyjnymi solówkami gitarzystów (//World of War//, //Far from the Stars//, //Years//, //Make Fire Catch the Fly//) bardziej drapieżną formę przybiera to, kiedy Deris śpiewa w stylu Roba Halforda (zwrotki w //Burning Sun//), wzniośle i klimatycznie robi się zaś w zamykającym materiał, dosadnym tekstowo //Church Breaks Down//. Trochę napięcia wprowadza dedykowany (muzycznie) Freddiemu Mercury'emu dwuminutowy utwór //Wanna Be God//, kojarzący się nieco z legendarnym //We Will Rock You//. Heavy metalowego pazura czuć w //Asshole//, urozmaiconym krótką delikatną partią gitary solowej. Jest też utwór tytułowy, utrzymany w szybkim tempie ze skandowanym refrenem. Jest poza tym trochę metalowej przebojowości (//Live Now!//) i spokojniejsze numery: nawiązujący muzycznie nieco do udanego //If I Could Fly// z //**The Dark Ride**// - //Waiting For the Thunder// i miła, uroczysta, wyjątkowo delikatna jak na **Helloween** balladka //Hold Me in Your Arms//. Mimo wszystko - czekam dalej.