6 / 10
Marcin Budyn
Są wśród fanów **Helloween** tacy, przy których lepiej tego albumu nie chwalić. Niektórzy zresztą chętnie przechrzciliby ten album na "Shameleon". Ale czy naprawdę jest aż tak źle?
Mamy tu parę naprawdę zaskakujących elementów. W części utworów gra sekcja instrumentów dętych (choćby //When The Sinner// i //Crazy Cat//), bywa też że akompaniują żwawe gitary akustyczne (//I Don't Wanna Cry No More// i //In the Night//) ale - co tu dużo mówić - nie są to zbyt trafione eksperymenty. Rozczarowuje ballada //Windmill// z naiwną melodyką, rodem z piosenek do bajek dla dzieci. Choć jeszcze bardziej kontrowersyjnym wydaje się być wspomniany już //Crazy Cat//, dynamiczny numer, jednak ze względu na głośny akompaniament dęciaków zupełnie nie pasujący do heavy metalu.
Ducha **Helloween** czuć za to w piosence //Giants//, może z niezbyt forsownym tempem, za to z typową dla zespołu melodią, jest tu i trochę dosadnego riffowania i uroczego patosu. Są też interesujące solówki, zwłaszcza w wykonaniu Grapowa. Trochę energetycznego, metalowego grania mamy w przyzwoitej jeszcze piosence //First Time//. Szczególnie dobre wrażenie robi kompozycja Rolanda Grapowa //Music//, zupełnie odstająca od stylu **Helloweeen**, jednakże w tym wypadku jest to "inność" intrygująca, utwór utrzymany jest w wolnym tempie, z pięknymi ekspresyjnymi solówkami obu gitarzystów i ciekawym śpiewem Michaela Kiske. Na plus należy też zaliczyć wieńczącą całość nastrojową balladę //Longing//, opatrzoną gitarami akustycznymi.
Najdłuższe utwory to 9-minutowy //I Believe// i 8-minutowy //Revolution Now//. Pierwszy z nich to całkiem dobra kompozycja Michaela Kiske, co nie zmienia faktu, że troszkę jednak przeciągnięta. Dłuży się aż nazbyt nieco monotonny drugi z wymienionych utworów, choć mamy tu trochę hendrixowskich klimatów i pomysłowy fragment wpleciony w środku, nawiązujący do rewolucji hipisowskiej w latach 60. //And if you come to San Francisco/You're gonna meet some broken people there// będący nieco szyderczym nawiązaniem do słynnej piosenki Scotta McKenzie.
Ten album nie jest wcale zły. Ale... Owszem nie jest to klasyczny **Helloween**, nie jest to też heavy metalowa płyta. No i nie da się ukryć, że jest kilka słabych utworów i parę niepotrzebnych "dłużyzn".
Data dodania: 04-11-2013 r.