Encyklopedia Rocka

5 / 10

Maciej Wilmiński

Łatwo obecnym **Scorpions** dokopać. Nietrudno udowodnić, że ostatnimi laty odcinają kupony, mało kto stanie w obronie coraz ostrzejszych oskarżeń, że liczy się tylko kasa (wytknął im to całkiem niedawno w wywiadzie wieloletni członek klasycznego składu, Herman Rarebell). W dodatku można się zastanawiać na ile to **Scorpions**, a na ile dzieło duetu producenckiego Andersson/Hansen, którzy spełniają z jedną ze swych ulubionych kapel marzenia z młodości. Tym razem szwedzkie duo nie tylko odpowiada za aranżacje wszystkich numerów, ale i wspomaga Schenkera i Jabsa na gitarach. Zatem mamy drugą akustyczną płytę w dorobku, znów koncertową, tym razem jednak z większym prestiżem i przytupem. Raz, że nagrane pod patronatem "MTV", dwa, w innym momencie kariery. //**Acoustica**// wydawała się płytą na przetrwanie ciężkich dla rocka czasów, ponownym (po albumie z orkiestrą) przypomnieniem swych hitów z najlepszych czasów, teraz Panowie z łatką weteranów triumfalnie pożegnali się albumem //**Sting In The Tail**//, a korzystając z popytu na ich muzykę nieustannie koncertują w pożegnalnym tournee. Zresztą, dość tej gadaniny, o muzyce czas, nieprawdaż? Greccy fani uwielbiają **Scorpions**. O tym doskonale wiemy, a że Klaus trochę z greckiego się podszkolił, to i dodatkowe punkty. No i leci //Sting in the Tail//, już ręce świerzbią, żeby napisać, że nudne, że słabe. Tymczasem - nie da się ukryć, ta wersja ma swój urok. Miło słucha się i kolejnych: //Can't Live Without You// (przyznaję to ze zdziwieniem, bo uważam ten utwór za wyjątkowo irytujący i słaby), //Pictured Life// i //Speedy's Coming// (no jakże miło, że panowie sobie przypomnieli o swej karierze z lat 70.). Nie, żeby powalały aranżacje, zachwycała wirtuozerią... Po prostu znów, jak na //Acoustice// na wierzch wychodzą znakomite melodie tych utworów, wzmocniona obsada gitarowa ciekawie kombinuje, a Klaus Meine wciąż zaskakuje bardzo dobrą formą wokalną i zasmuca przeciętną konferansjerką. Przyjemnie się tego słucha. Tylko tyle i aż tyle. I już humor lepszy, płyta wydaje się bronić. Niestety, tak różowo w całości nie jest. **Scorpions** potrafią tu mocno nieprzyjemnie zaskoczyć, przykładowo co z tego że Schenker wywija na sitarze w //When You Came Into My Life//, skoro przez cały utwór słyszymy monotonny, banalny riff, z lekka ozdabiany mizerniutkimi zagrywkami. Jakże nieciekawie brzmi obdarte z mocy i tego, co w tym utworze najlepsze //Hit Between The Eyes//... Jakże wiele tu utworów zagranych nijako, po prostu przyzwoicie, nie potrafiących w żaden sposób zaciekawić (//No One Like You//, //Send Me An Angel//, //Big City Nights//). Słabo, wręcz zaskakująco słabo wypadają solowe popisówki członków zespołu. //Love Is The Answer// śpiewa Rudolf (inspiracja wokalnymi dokonaniami Clinta Eastwooda?). Sam nie wiem jak ten wyczyn skomentować. Może tak - niepotrzebny utwór. //Delicate Dance// to z kolei Matthias solo, przyjemnie, ale w pamięć zapada głównie to, ze Jabs na sam koniec przemawia, dziękując... //Have you ever climbed a mountain/Have you ever crossed a sea. Take a look around the corner/And listen to/Your heartbeat// na tle prostego brzdąkania na gitarze... To nie parodia, to niestety Klaus solo. W intymnej, ogniskowej atmosferze, ze swym anielskim głosem. Jak znalazł na romantyczne wieczory harcerskich obozów.. Goście? Od zawsze pretensjonalne //Born To Touch Your Feelings// okraszono nieznośną egzaltacją pani z silnym akcentem, co dało efekt dość groteskowy. Niejaka Cäthe dramatycznie psuje //In Trance//, niejaki Johaness Strate kompletnie nic nie wnosi do //Rock You Like A Hurricane// (muzycznie to całkiem ciekawie zaaranżowali, szczególnie pod względem dynamiki utworu), tak jak i Morten Harket (tak, ten z **A-ha**) do niemiłosiernie nudnej wersji //Wind Of Change//. No i niby gitarzystów na scenie pięciu, a zagrywki czasem rodem z harcerstwa czy kościelnej scholi. O ile jeszcze pierwszy krążek pozostawia (mimo końcówki) dosyć pozytywne wrażenia, to drugi w większości po prostu nuży. Złożyły się na niego w większości utwory do bólu przez **Scorpions** odegrane. I z orkiestrą, i akustycznie, i koncertowo, i nawet w nowych nagrywanych ponownie po latach wersjach. Odświeżające jest tu mało znane (i pierwszy raz grane na żywo) //Passion Rules The Game//, mimo że to wersja przeciętniutka (pomysły kończą się po wstępie). Nowe utwory //Rock And Roll Band// i //Dancing With The Moonlight// to po prostu przyzwoita sztampa, trzeba przyznać - lepsza niż zapowiadają tytuły. Oj, coś dużo tego narzekania. Wróćmy do tego może, że się przyjemnie tego słucha, zauważmy, że sięgnęli trochę mocniej niż zawsze do lat 70. (brawo!), dwa utwory mają swoją premierę na żywo, do tego są solówki i nowe numery. Zresztą, spójrzmy na tytuły. Wystarczyło po prostu tego nie zepsuć...
Data dodania: 12-12-2013 r.

MTV Unplugged In Athens

Scorpions

Data wydania: 2013

Wytwórnia: Sony Music

Typ: Album koncertowy

Producent: Martin Hansen, Mikael Nord Andersson

Gatunki:

  • pop rock
  • rock