Encyklopedia Rocka

10 / 10

Maciej Wilmiński

Zawsze w końcu ten moment nadchodzi. Kiedy młody osobnik nasycił się już wielokrotnie przesłuchanym **Arctic Monkeys**, **Kings Of Leon**, **Sabatonem**, **Linkin Park** czy **Behemothem**, nieśmiało spogląda na ten wzgardzany regał z płytoteką wapniaków w dużym pokoju. Ciągnie ciekawość, bo niby od tego się zaczęło. Bo idole wspominają, że to dla nich ważna muza. Bo przebrzmiało w jakimś filmie czy reklamie i było super. Z drugiej strony pamięć przywodzi jakieś niekończące się gitarowe rzężenie, orgiastyczne śmiechuwarte jęki i to, że fajne melodie były koniec końców zawsze popsute przez jakieś psychodeliczne, staroświeckie udziwnienia. I to cholerne //Stairway To Heaven//, które zgredy zawsze władują na top wszelkich zestawień wszech czasów. Okładka robi wrażenie. A muzyczny początek olśniewa. Proste akordy, fajna perka, świetna dynamika, przebojowy refren, kapitalne solo, a wszystko to niecałe 3 minuty. Uaa, 1969, niezły obciach. Ale formaliny nie czuć, wręcz przeciwnie. Dreszcze i jakieś lekkie zakłopotanie, hmm, ciężko się przed sobą przyznać - zaczyna się to podobać. Drugi numer - intrygujący akustyczny wstęp, rozpędza się powoli, całkiem fajny, nastrojowy klimacik. Ale ogólnie trochę się nudno robi, no dobra następny. A dalej mamy dwa bluesidła, a fee, potem jakieś przestarzałe organki, dziwny instrumental i na właściwe tory wracamy dopiero w //Communication Breakdown//. Znów szybko, krótko, konkretnie i do przodu. Jaka moc!! Dwa fajne utwory i zramolała czy tam udziwniona reszta. Płyta wraca na swoje miejsce. Ale powrót do niej nastąpi. W swoim czasie. Na pewno. Fakt, //Good Times Bad Times// i //Communication Breakdown// to znakomite numery. Jak na rok 1969 to swego rodzaju muzyczny hardcore. Ostro jak brzytwa i muzycznie, i wokalnie (szczególnie ten drugi), niegrzecznie, a do tego przebojowo. A jakie solówki! Dwa numery, które współdefiniowały później ramy całych gatunków. Jednakże nie tu kryje się wielkość tego albumu... Dwa przymiotniki - //Dazed And Confused//. Bluesidło autorskie, nie zapożyczone, stop.... W rzeczywistości czerpie "co nieco" z utworu o tym samym tytule z dorobku **Jake'a Holmesa**, który otwierał swego czasu koncerty... **The Yardbirds**. Zresztą, mniejsza z tym, ogólnie Panowie mieli nieco problem ze wskazaniem właściwych tantiemobiorców w owych czasach... Z drugiej strony, gdy posłuchamy oryginałów... //Dazed And Confused// to blues zagrany z olbrzymim wyczuciem kanonów gatunku, z odpowiednim gwoli okoliczności tekstem o przynoszonych do domu ciężko zarobionych pieniądzach i niewdzięcznej kobiecie. Jakże to Robert Plant śpiewa. Gówniarz ma 21 lat, a interpretuje słowa z doświadczeniem życiowym i bólem życiowych realiów 50 latka. Wow! I jaka moc w głosie! Do tego ta gitara Page'a, jej ciężar, brzmienie. I zwariowane improwizacje w środku. To tu odpadają przyzwyczajeni do schematów współcześni. To tu wstydliwie ściszamy, gdy puszczamy małżonce (małżonkowi) fajny numer. Czemu? Toż to wspaniała, ocierająca się o improwizację, ekspresja, oddanie uczuć. No bądźmy bardziej otwarci, ej! A nie zapominajmy tu o świetnym, ponurym basowym pochodzie i lekko schowanej, ale jakże ważnej perkusji. Nie piszę tu o tym, żeby koniecznie wymienić wszystkich muzyków i podkreślić, że wszyscy byli tu bardzo ważnymi ogniwami. Bo byli - tu nie ma wątpliwości. //Dazed And Confused// robi tak ogromne wrażenie, że inne utwory o bluesowej proweniencji - //I Can't Quit You// i //You Shook Me// - oba z dorobku **Williego Dixona**, wydają się być typowymi numerami bluesowymi, ot niezłe numery. To zdanie krzywdzące. Cóż, takie numery docenia się z czasem. Dwa słowa jeszcze o dwóch ważnych utworach. //Black Mountain Side// z lekko orientalizującym zabarwieniem (przywodzącym na myśl klimaty **The Beatles**) zapowiada szerokie horyzonty zainteresowań zespołu, tak jak i //I'm Gonna Leave You//, pokazujące pięknie połączony ogień z wodą i wokalnie charakteryzujący Roberta Planta. Wraz z tym albumem narodziła się nowa epoka.
Data dodania: 17-02-2014 r.

Led Zeppelin

Led Zeppelin

Data wydania: 1969

Wytwórnia: Atlantic

Typ: Album studyjny

Producent: Jimmy Page

Gatunki: