Encyklopedia Rocka

10 / 10

Maciej Wilmiński

To nie tak, że mamy w zestawie //Stairway To Heaven// i już trzeba dać maksymalną ocenę. Bo owszem, jest ten utwór perłą zdecydowanie na tej płycie najjaśniejszą. Ale nie jest to perła osamotniona, na czwartej płycie zespołu (darujcie mi brak puryzmu, dalej będe pisał o niej per //**IV**//) mamy ich całkiem sporo. Miejmy to z głowy. Komunałów na temat najsłynniejszego utworów Zeppelinów można napisać bez liku. Ja uwielbiam interpretację wokalną tekstu (rozczarowującego przy bliższym poznaniu), piękny folkowy wstęp ze wspaniale wplecionymi fletami, to, jak utwór powoli się rozpędza, jak ciekawie się rozwija... A najbardziej ubóstwiam ekscytujący, pełen energii hard rockowy finał. Zawsze mam ciarki. Nieważne, że słucham po raz tysięczny... Wszystko, co najlepsze w tej kapeli, stop... Wszystko, co najlepsze w muzyce rockowej w pigułce. I w sumie taką pigułką tego, co najlepsze w **Led Zeppelin**, jest cała //**IV**//. Co zresztą często się tej płycie... zarzuca. Że wszystko fajnie, ale to już było. Owszem, nic nowego tu nie słyszymy - faktycznie mamy syntezę tego, z czym zapoznaliśmy się wcześniej, ale gdzie tu problem? Zespół postanowił pokazać się z najlepszej strony, udowodnić jaką biegłość osiągnął w swym stylu, zarazem niejako podsumowując swoje wcześniejsze poszukiwania. Ha! To brzmi jak zdanie, mogące maruderów przekonać, nie? Wróćmy do perełek. Numer dwa - //When Leevee Breaks// - cóż za powalający wstęp - te bębny, ileż razy w(y?)samplowywane później w swe piosnki przez hiphopowców i oczywiście harmonijka. To piękny, wciągający blues, zresztą wzięty na warsztat klasyk, tylko uwspółcześniony. Kapitalne, nadające szczególny klimat całości brudne brzmienie harmonijki i gitary intryguje i pokazuje kierunek wyznawcom "sludge rocka". Nad tym bardzo oryginalnym brzmieniem mocno popracowano w studio, nakładając sporo ciekawych efektów, szczególnie "odwrócone echo". Efekt znakomity i przypominający, że Page miał bogate doświadczenie w studio i naturę eksperymentatora, o czym bardzo często się zapomina. Dwa kolejne skarby mamy na początek płyty. //Black Dog// to wzorowy pokaz wykorzystania schematu - rwane riffy plus wokal a'capella - pięknie to ze sobą tu współgra. Takie ciekawe uwspółcześnienie bluesa, bo i - jak zwykle - muzyczni detektywi, jeśli tylko się postarają, bez trudu znajdą całą gamę odniesień czy inspiracji. //Rock and Roll// z kolei bazując na do bólu typowym pochodzie akordów z prehistorii rocka, brzmi niezwykle świeżo i po prostu porywająco, stanowiąc znakomity hołd dla muzycznej tradycji. Akustyczno-folkową odsłonę grupy słyszymy w zgrabnej balladzie //Going To California// i kontrowersyjnym //The Battle of Evermore// z gościnnym udziałem kumpeli, Sandy Denny, wywodzącej się z tego samego pokolenia co chłopaki, angielskiej wokalistki folkowej. Sporo się już w życiu naczytałem zachwytów nad tym utworem. I owszem, to skrzyżowanie mandoliny z gitarą akustyczną daje na początku ciekawy efekt, tak jak i intryguje wokal Sandy - udało się wytworzyć oryginalny, ciekawy klimat. Ale wraz z kolejnymi sekundami, zaczyna to wszystko nużyć, a wysokie dźwięki podkładu zwyczajnie męczą. Można było liczyć na coś więcej. Co tym razem zostawiłem na koniec? Kolejną dwójkę, tym razem lekko eksperymentalną. //Misty Mountain Hop// niesie motoryczny, szybko wpadający w pamięć klawiszowo-gitarowy riff i charakteryzuje się dziwną linią wokalną. Z kolei //Four Sticks// zdawać się może jego kontynuacją, zbudowany jest na bardzo nietypowym rytmie i - niesie go - mechaniczny, monotonny jakby bezduszny riff, a uwagę zwracają oryginalne perkusjonalia. Oba utwory, choć mogą zaciekawić, wydają się w porównaniu z wcześniejszym zestawem, średnimi przystawkami. "Czwórka" to dla wielu to ostatnie klasyczne dzieło grupy, o tym jednak w kolejnych recenzjach.
Data dodania: 18-02-2014 r.

Led Zeppelin IV

Led Zeppelin

Data wydania: 1971

Wytwórnia: Atlantic

Typ: Album studyjny

Producent: Jimmy Page

Gatunki: