Encyklopedia Rocka

8 / 10

Maciej Wilmiński

Napięcie przed premierą //**Physical Graffiti**// z pewnością podnosił fakt, że miał to być pierwszy album grupy wydany we własnej wytwórni (co świadczy nie tylko o wielkości sukcesu i pozycji zespołu, ale i znakomitym zarządzaniu jego finansami, czego wielu innym wielkim z epoki brakowało). A do tego album dwupłytowy. Pewne było, że grupa zyskała całkowitą artystyczną wolność i mogła zaproponować słuchaczom wszystko na co tylko miała ochotę. Pola do spekulacji było dużo, zapewne wielu wskazywało kierunek analogiczny do rozwoju **The Beatles**, tymczasem powstał album dość konwencjonalny i okazało się, że sporą jego część wypełniły doszlifowane utwory z wcześniejszych sesji. Podobnie, jak //**Houses Of The Holy**// to płyta bardzo zróżnicowana, eksplorująca różne rejony rocka kosztem bluesa, ale i znów nierówna. Jednocześnie przyniosła grupie jeden z większych sukcesów komercyjnych, a także uznanie wszelkiego rodzaju znawców, im później od premiery, tym większe. Słuchając otwierającego //Custard Pie// trudno nie poczuć lekkiej nutki rozczarowania, prawda? Owszem, nośny riff, ciekawe brzmienia klawiszowe, fajnie wpleciona harmonijka, zapadające w pamięć solo Page'a, ale... To taki utwór o którym fani zwykli mówić "fajny, ale... nie porywa". O ileż lepiej wypada przeaaranżowany wyrzutek z sesji wcześniejszych - //The Rover// - zaczynający się niespecjalnie spektakularnie, a swój urok kryjący w przepięknych zagrywkach Page'a w mostku i uzupełniającym je wokalu Planta, tworzących wspaniały melancholijny nastrój. //In My Time Of Dying// z nawiązką wypełnia kwestię bluesa - ten wzięty na warsztat klasyk, przepełniony jest charakterystycznym podejściem Zeppelinów, którzy wspaniale odnajdują się w improwizacyjnym charakterze tego utworu. Wersja znakomita (nie dziwota, że ich poniosło i podpisali dzieło jako własne), ale... jednak brak tego wzniesienia się na absolutne wyżyny, który mamy chociażby w //Dazed and Confused//... Na pierwszym krążku mamy jeszcze przepełnione funkową aurą, wesołkowaty //Houses of the Holy// i znacznie ciekawszy, drapieżniejszy i mocniej bujający //Trampled Under Foot//. I oczywiście TEN utwór. //Kashmir//. Niesiony prostym, ale jakże wyjątkowym, smyczkowym riffem, przyprawiony przepysznymi orientalizmami, o niby onirycznej, leniwej atmosferze wzniecanej na czas wspaniałych wejść "orkiestrowych". Niby monotonny, jednostajny, ale jakże potężny, jakże ciekawy, ileż zawierający w sobie smaczków, uzależniający... I jak tu po czymś takim wrzucać drugi krążek do odtwarzacza? Właściwie tym //Kashmirem// sami siebie załatwili, po tym utworze po prostu lepiej posiedzieć trochę w ciszy, pokontemplować. Albo włączyć go jeszcze raz. Ale kontynuujmy. //In The Light// jakoś tym klawiszowymi, bliskowschodnimi brzmieniami koresponduje z dopiero co zakończonym ideałem, wejście wokalu Planta zapowiada jakąś ciekawą psychodelię, a tymczasem całość przechodzi w utwór niby-sabbathowy, o intrygującym, posępnym kroczącym riffie. I chciałoby się tak ten numer zaszufladkować, ale nagle wkracza przełamująca to toporne riffowanie, wesoła zagrywka gitarowa z przyjemnym klawiszowym podkładem i gdzieś ten smutek ucieka. Bardzo, bardzo ciekawie i nieszablonowo. I zaczynamy się cieszyć, że jest drugi krążek. Jest z nim jednak pewien problem. Bo właściwie zachwycić się można jeszcze tylko następującym od razu //Bron-Yr-Aur//, a i to pewnie do tych zachwytów najbardziej skłonni będą aktywni gitarzyści. Z kolejnymi utworami jest już różnie, owszem są ciekawe, wiele się w nich dzieje i zespół kombinuje na wiele sposobów, ale jednak ciężko powiedzieć o tych numerach żeby potrafiły mocniej poruszyć. Co tam pisałem wcześniej o tym //Custard Pie//? //Black Country Woman// to niespecjalnie ciekawa kontynuacja grania akustycznego, //Boogie with Stu// przenosi nas do westernowych salonów, //Down by the Seaside// to bardzo urokliwe granie w średnim tempie, faktycznie - w sam raz na plażę, podczas gdy //The Wanton Sung// i //Sick Again// zaskakują drapieżnym, brudnym brzmieniem, ale i rozczarowują po intrygujących wstępach, tak jak i //Ten Years Gone// i //Night Flight//... I ta mikstura tworzy nam ostatnie klasyczne dzieło zespołu.
Data dodania: 25-02-2014 r.

Physical Graffiti

Led Zeppelin

Data wydania: 1975

Wytwórnia: Swan Song

Typ: Album studyjny

Producent: Jimmy Page

Gatunki: