Encyklopedia Rocka

6 / 10

Maciej Wilmiński

Przez wiele lat wydawało się, że wydawnictwo to pozostanie jedynym oficjalnym świadectwem koncertowej odsłony **Led Zeppelin**. A przecież tak do końca nie jest to nawet prawdziwa koncertówka, a ścieżka dźwiękowa pod fabularyzowany film koncertowy o tym samym tytule (wyświetlany w epoce w kinowych salach), na który złożyły się trzy występy w słynnej nowojorskiej Madison Square Garden. Co ważne, występy z roku 1973, kiedy zespół był świeżo po wydaniu //**Houses Of The Holy**//. Wbrew myśleniu życzeniowemu nie jest to dzieło wielkie. Oczekiwalibyśmy płyty-miazgi, swoistego "greatest hits" na żywo, z jeszcze doskonalszymi wersjami pomnikowych utworów, przyprawionych dużą dawką scenicznej wolności i ekspresji, z obowiązkowymi improwizacjami, prezentującymi mistrzostwo poszczególnych muzyków, jak i wspaniałe porozumienie pomiędzy nimi, które tworzyło tę szczególną moc Zeppelinów. Oj, jakże bolesne może być zetknięcie takich wyobrażeń z nieudaną wersją //Whole Lotta Love//, którą dostajemy na finał. Nie tylko brakuje tu hard rockowej mocy, ale i okazuje się, że Plant wcale nie jest takim świetnym wokalistą, a improwizacyjne elementy rozczarowują i zamiast wnieść dodatkową wartość do utworu, wręcz obniżają jego walory. Tak - utwór ten jest niewątpliwie mizernym zakończeniem tego albumu. Albumu, którego wartości nie można jednak lekceważyć. Początek jest przecież niczego sobie - zestaw jest znakomity - bardzo dynamiczne //Rock & Roll//, znacząco przyspieszone, ostrzejsze //Celebration Day//, które w tej wersji sporo zyskuje oraz również rozpędzony mocniej niż w studio //The Song Remains The Same//, gdzie Page doskonale sobie radzi mimo, że może grać tylko na jednej gitarze jednocześnie i gdzie Plant - niestety - dostarcza sporo argumentom przeciwnikom jego talentu. Nieźle wypada też dłuższa chwila oddechu przy //Rain Song//. To jednak zestaw dość bliski oryginałom, podobnie zresztą jak //No Quarter// dosyć zgrabnie odtworzony na żywo, z uzyskaniem odpowiedniego klimatu. Bardzo fajnie wypada też //Stairway To Heaven//, w tej wersji szczególnie bliskie rodzimym słuchaczom, jeżeli bowiem utwór pojawiał się w naszej telewizji, to w większości przypadków w tejże właśnie wersji. Wykonane na luzie, bez zbędnego patosu (wstawki Planta), z małym dodatkiem od Page'a (wielu go nie lubi, że niby dramaturgię psuje, pozwolę sobie mieć zdanie odmienne) - ale z ukazaniem tych wszystkich cech, za który ten utwór kochamy. Gorzej natomiast z numerami rozbudowanymi, wzbogaconymi o mniej lub bardziej dopracowane improwizacje. Muzycy niewątpliwie potrafią ze sobą współpracować i doskonale się dogadują (więcej tu muzycznych dialogów między nimi, niż zwracania się do publiczności, która pozostaje obsadzona w roli obserwatorów), ale nie potrafią wciągnąć do swojego świata słuchacza... Rozczarowuje nieomal trzydziestominutowe (sic!) //Dazed And Confused//, często zaskakujące (wpleciony fragment //San Francisco// **Scotta McKenzie**), niepozbawione momentów intrygujących, ale... Nie czuć w tej wersji jakiegoś wielkiego natchnienia czy błyskotliwości. Podobnie i z //Moby Dick//, które wypada po prostu blado. Wybór z trzech występów z Madison Square Garden daje nam w efekcie niezły koncert, niosący jednak bardziej walory dokumentalne, aniżeli muzyczne. Całe szczęście, że potem otworzono archiwa, nadrobiono braki i na światło dzienne wyszły znacznie ciekawsze wydawnictwa. To one tak naprawdę pokazały prawdziwe koncertowe obliczenie **Led Zeppelin** i znacząco obniżyły oceny tego wydawnictwa.
Data dodania: 03-03-2014 r.

The Song Remains The Same

Led Zeppelin

Data wydania: 1976

Wytwórnia: Swan Song

Typ: Album koncertowy

Producent: Jimmy Page

Gatunki: