Jest zima 1991 roku. **Judas Priest** przemierzają Europę promując kolejny, znakomity album **Painkiller**. Towarzyszy im nowa potęga thrash metalu z Kanady, **Annihilator** oraz młodziutka, przyszła gwiazda ciężkiego grania, **Pantera**. Szczególnie ta druga grupa robi na Brytyjczykach duże wrażenie. Wokalista Rob Halford aż pieje z zachwytu. Wściekły głos Phila Anselmo i młodzieńcza energia zespołu przyprawiają go o emocje jakich dawno już nie czuł. Taaak... Mimo, iż kariera **Judas Priest** była pełna sukcesów, Halford odczuwał coraz mniej satysfakcji z tego co robił. Czuł się znudzony i ograniczony heavy metalem, któremu zespół był wierny. Potrzebował czegoś więcej. Czegoś sięgającego daleko poza obecną percepcję kolegów z zespołu. Tuż po zakończeniu Painkiller Tour, **Judas Priest** po przeszło dwóch dekadach ciągłego nagrywania i koncertowania zarządzili dla siebie przerwę. Jak się okazało, decyzja ta nie była spowodowana zmęczeniem, a pozagrupowymi planami Halforda, które wywołały obawy i niezadowolenie wśród reszty kolegów. Mniej więcej w tym punkcie koleje losów, szczególnie Roba Halforda, zaczynają się rozmywać. Istnieją różne wersje tego co działo się później. Jedne źródła podają, że wokalista planował chwilowy "skok w bok" i nie miał zamiaru rozstawać się z **Judas Priest**. Inne natomiast utrzymują, że oficjalny komunikat wydany we wrześniu 1992 roku był zaplanowanym, definitywnym pożegnaniem z legendą heavy metalu i początkiem solowej kariery. Po kilku miesiącach odpoczynku, już w 1993 roku, Rob Halford przedstawił światu swój nowy zespół - **Fight**. Zespół zbudowany w oparciu o młodych, nieznanych muzyków doskonale czujących nowe metalowe trendy, w których Halford chciał bezpośrednio partycypować. W pierwszym składzie **Fight** znaleźli się: gitarzyści Russ Parrish i Brian Tils, basista Jack (Jay Jay) Brown (razem z Tilsem występowali wcześniej w mało znanej formacji **Cyanide**) oraz za perkusją dobry znajomy - Scott Travis, który wciąż oficjalnie pozostawał w szeregach **Judas Priest**. //To czy będziemy ze Scottem czy nie, nie znaczy że stracimy z nim kontakt// – komentował sytuację Glenn Tipton, dodając //To nasz przyjaciel. To jego decyzja. Po prostu znalazł się nagle w środku tego wszystkiego//.