Encyklopedia Rocka

4 / 10

Maciej Wilmiński

Zmęczeni //**Black Sabbath**// z trudem skomponowali osiem utworów, żeby wydać //**13**//, które zamykało w końcu temat ponad piętnastu lat rozmawiania o planach związanych z wydaniem nowej płyty klasycznego składu. Płyta osiągnęła największy komercyjny sukces w historii zespołu, ale nie oszukujmy się - choć miała doprawdy rewelacyjne momenty - to jako całość była zaledwie przyzwoitym recyklingiem starych pomysłów. Trzy lata po premierze zespół, wzorem innych znakomitych kolegów, pozostaje na permanentnej trasie pożegnalnej, znów oczywiście kokietując fanów możliwością wydania nowego wydawnictwa... Póki co, ekskluzywnie, tylko na koncertach, dystrybuuję EP-kę //**The End**//, gdzie w końcu możemy zapoznać się z czteroma ostatnimi utworami, jakie nie zmieściły się na //**13**//. Cudu nie ma. Nieprzypadkowo te numery, nie weszły na album. Słuchając takiego //Isolated Man// ma się wrażenie, że zespół doprawdy na sesji nagraniowej mocno już się męczył - banalniutkie riffowanie, słowa napisane gdzieś tam na kolanie i Ozzy przetworzony przez takie efekty, że doprawdy nie idzie tego słuchać. Trzy pozostałe utwory są nieco lepsze, ale poziomem gonią najsłabsze utwory z //**13**//, //Live Forever// i //Dear Father//. Marszowy //Season Of The Dead// (tekstowo równie wyeksploatowany przez zespół, a ukochany przez Osbourne'a temat wojenny) czy bardziej toporny, cięższy //Cry All Night// dłużą się słuchaczowi niemiłosiernie, monotonne, jednostajne... Niby próbują coś tam przełamać, coś tam przyspieszyć, ale brak w tym wszystkim serca, przekonania i w efekcie - spójności. Na domiar złego, znów na koniec burze z piorunami rodem z //Black Sabbath//. Trochę energii przynosi żwawsze //Take My Home//, o ile jednak Ozzy fajnie wbija się w riffy, to jednak zdecydowanie brakuje tu refrenu. I nie pomoże nawet ciekawostka w postaci solówki w stylu flamenco... No i jeszcze cztery numery koncertowe. Po dawce monotonii wcześniejszych utworów doprawdy ciężko wysłuchać takich "walców" z //**13**//, jak //God Is Dead?// i //End Of The Beginning//. Do tego, Ozzy jest w naprawdę słabej formie wokalnej. O ile na koncertach maskuje to jego jedyny w swoim rodzaju szoł i niesamowita energia, pozytywne wibracje bijące ze sceny, dzięki czemu świetnie ogląda się i najnowsze //**Live... Gathered In Their Masses**//, to jednak w wersji samego audio, słucha się tego z przykrością. Szczególnie takiego //Under The Sun//, gdzie Osbourne'a tłumaczy tylko fakt, że był to pierwszy koncert trasy i nerwy były duże. Że potem było znacznie lepiej, sam przekonałem się na żywo jakieś pół roku później. Posłuchać warto jedynie //Age Of Reason//, już z późniejszej części trasy, fajnie ubarwione klawiszami Adama Wakemana, choć Ozzy i tu śpiewa "bokami"... Niestety - ale to wydawnictwo jednoznacznie pokazuje, że **Black Sabbath** powinno po //**13**// i trasie ten album promującej zakończyć działalność.
Data dodania: 13-06-2016 r.

The End

Black Sabbath

Data wydania: 2016

Wytwórnia: BS Productions Limited

Typ: Składanka

Gatunki: