Encyklopedia Rocka

8 / 10

Rafał Biela

Taki to już znak czasów. W 1998 roku królował nu-metal i każdy ciężko grający zespół debiutujący w tym okresie automatycznie zyskiwał taką etykietkę. Jak się później okazało (na przykładzie choćby **System Of A Down**) - niekoniecznie słusznie. Tak było też w przypadku debiutanckiej płyty **Godsmack**. Pozornie może i wpasowałoby się to w nu-metalowy nurt: zespół gra mocno i ciężko, a dość prosto, refreny są melodyjne. Ale jednak **Godsmack** to coś znacznie więcej. Ciężko jednym słowem scharakteryzować muzykę na pierwszej płycie zespołu. Chyba najtrafniejsze byłoby - energetyczna. Nie ma tu może bardzo szybkich temp, ale za to organiczna wręcz energia emanuje z każdej sekundy tej muzyki. Duża w tym zasługa gitarowych riffów Tony’ego Ramboli, gęsto tłumionych i nastawionych głównie na podkreślenie rytmiki, chwilami wręcz banalnie prostych (//Bad Religion//). Dzielnie sekunduje mu w tym grający żywiołowe, urozmaicone partie perkusista. Natomiast wokalista Sully Erna nie dość, że dysponuje intrygującą barwą głosu, to ma też niezwykłą zdolność do układania bardzo chwytliwych, ale i niebanalnych linii melodycznych, nawet jeśli w podkładzie ma tylko rytmicznie okładaną gitarę na jednym chwycie. Zwrotki są zawsze melodyjne i intrygujące, a refreny wręcz wzorcowo przebojowe (//Keep Away//, //Moon Baby//). W połączeniu z surowym brzmieniem i agresywnym groove’m, tworzy to mieszankę nadzwyczaj interesującą. Od samego początku zespół miażdży brzmieniem. Często wrażenie pogłębiane jest jeszcze przez sprytne wykorzystanie kontrastów w rwanych riffach Tony’ego. Do tego brzmienie jego gitary jest surowe i mięsiste, co w połączeniu z wyrazistą perkusją i dobrze słyszalnym basem daje soczyście metalową mieszankę. Nie mniej ważnym elementem brzmienia jest gęste użycie gitarowego efektu wah. Co ciekawe, płyta mimo swojej surowości została wyposażona w sporą ilość produkcyjnych smaczków. Wokal Sully’ego często bywa sztucznie przetwarzany, zdarza się to też gitarze Tony’ego (//Whatever//). Z kolei //Time Bomb// ma nowoczesny, elektroniczny wstęp. Szczególnie dziwne są takie zabawy w obliczu niechęci, jaką zespół prezentuje wobec elektroniki na następnych płytach. A więc błędy młodości, czy nacisk wytwórni? Album jest równy, jednak kilka punktów programu szczególnie wartych jest wyróżnienia. Przede wszystkim //Keep Away//, spory przebój z tej płyty, lekko grunge’ujący numer z fantastycznymi melodiami i ultraprzebojowym refrenem, naładowanym jednak piekielnie brzydką agresją – to niejako zapowiedź późniejszego stylu formacji, do perfekcji doprowadzonego na płycie **Faceless**. Podobnie hitowe jest //Moon Baby//, zaś //Bad Religion// zwraca szczególną uwagę swoją energią, podkreślaną przez punktowany riff. Prawdziwa perełka czeka nas jednak na koniec. Ballada //Voodoo// to zupełny odjazd. Orientalizujące, dziwaczne zaśpiewy i hipnotyzujący, plemienny rytm bębnów tworzą gęsty, magiczny wręcz klimat tajemniczych obrzędów. Niezwykłe zakończenie tej udanej płyty, pokazujące, że horyzonty **Godsmack** wykraczają znacznie poza zwykłe metalowe kawałki. Wielu aspektów oryginalnej twórczości zespołu jeszcze tu nie słychać. Jego muzyka z tej płyty może w czyichś uszach zabrzmieć momentami dość prymitywnie. Jednak wyraźnie słychać, że jest w tym siła i potencjał. A są i tacy, którzy właśnie to surowe oblicze **Godsmack** cenią sobie najwyżej.
Data dodania: 01-01-2012 r.

8 / 10

Paweł Chmielowiec

W 1998 roku, gdy **Godsmack** szerzej objawił się światu, był zespołem prawdziwie zjawiskowym na tle niemałej już rzeszy nu metalowców. Razem ze **Staind** stworzyli duet, który w równym stopniu co nu metalem inspirował się grungem. I tak jak w przypadku **Staind**, do dźwięków z Seattle nawiązywał przede wszystkim zachrypnięty, gardłowy głos Sully’ego Erna, który porównywano do wokalu Layne’a Staleya. Prosta, ciężka, potężnie brzmiąca muzyka miała natomiast wszelkie predyspozycje by łączyć ją z modnym wówczas nu metalem. Trudno się z tym nie zgodzić, gdy słuchamy na przykład kornowych gitar w //Whatever//. Nie chcę być złośliwy, dlatego przyznam od razu, że to zdecydowanie najbardziej nu metalowy numer na płycie. Tak naprawdę na **Godsmack** o nu metalowych konotacjach bardziej stanowi brzmienie niż sama konstrukcja utworów. **Godsmack** to także zmasowane uderzenie przebojów. Trzy single – //Keep Away, Whatever// i //Voodoo// – namieszały równo na listach przebojów. A kandydatów do rozkręcenia takich rozrób był znacznie więcej (//Time Bomb, Bad Religion, Immune, Now Or Never//). Mocne, gitarowe granie, które zdominowało "mainstreamowy" debiut **Godsmacka** miało jeden wyjątek - plemienny, szamański //Voodoo//. Utwór o tak wyrazistej rytmice i chwytliwej melodii musiał zrobić furorę i zrobił, stając się na lata wizytówką i przekleństwem zespołu. Z płyty na płytę Sully Erna i koledzy bezskutecznie próbują stworzyć coś podobnego.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Godsmack

Godsmack

Data wydania: 1998

Wytwórnia: Universal Republic Music

Typ: Album studyjny

Producent: Sully Erna, Mudrock

Gatunki: