6 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Zacznijmy może od tego, że **Screaming Life/Fobb** to nie debiutancka płyty zespołu jak niektórzy uważają, lecz kompilacja dwóch minialbumów połączonych ze sobą w dobie popularności płyty kompaktowej (wcześniej obydwie dostępne były oddzielnie tylko na winylach). Ale czy to jest najważniejsze? Chyba nie. Istotne jest, że płyta dokumentuje najwcześniejszy okres działalności **Soundgarden** (lata 1986-88).
Słowo "dokument" w tym przypadku wydaje się najwłaściwsze. Od strony artystycznej **Screaming Life/Fobb** nie ma jeszcze zbyt wiele do zaproponowania. To po prostu obraz szczeniackiego, raczkującego zespołu. Brakuje mu własnego brzmienia, a kompozycje to w zasadzie pierwsza próba sił. Próba chaotyczna, bez jednoznacznej wizji tego co zespół chce osiągnąć. Imponują za to możliwości. Szczególne głos Chrisa Cornella. Bardzo wysoki, o nieprzeciętnej skali będący jaskrawym ozdobnikiem całości.
Na otwarcie dostajemy udany //Hunted Down//. Mroczny, ponury numer z psychodelicznym riffem. Trochę tu gotyckiego klimatu, trochę sabbathowskiego ciężaru, no i mocne echo alternatywnego rocka spod znaku Sonic Youth. Dużo zimnofalowego mroku odnajdziemy również w gitarach //Entering//. Dalej już wyraźnie brakuje konsekwencji. Dostajemy punkowo-hardcore’owy //Tears To Forget//. Potem dziwny, frywolny //Little Joe//,
który jest prawdopodobnie prześmiewczym komentarzem do narodzin rapu. Mydło i powidło, brak ładu i składu. Tak w skrócie. Ale trzeba też przyznać, że żadna z kompozycji nie jest kompletnym gniotem. Można tego od czasu do czasu posłuchać i mieć frajdę.
Najlepiej w zestawie wypada //Nothing to Say//. Najbardziej dojrzały, najbliższy temu co będzie działo się na zbliżających się dużymi krokami pełnowymiarowych albumach.
Ostatnie cztery numery to już zawartość wydanej w 1988 r. epki **Fobb**. I tutaj doznajemy lekkiego szoku. Rzecz jest zaskakująco mało ambitna. Tak jakby nagrano to z marszu, z nudów czy tylko w przypływie dobrego humoru. Na **Fobb** złożyły się dwa covery: //Swallow My Pride// należący do kolegów z **Green River** i //Fobb// mało znanej formacji **Ohio Players**, który pojawił się również w wersji zremiksowanej. Obydwa udane, bardzo garażowe i bliskie stylu chociażby **Green River**. Smutne, że w tym towarzystwie tak blado wypada jedyny, nowy kawałek zespołu //Kindom Of Come//.
Mimo kilku cierpkich słów jakie padły zachęcam do posłuchania. Choćby po to, aby usłyszeć młodzieńczy głos Chrisa Cornella. Oraz, aby przekonać się jak wyglądały narodziny legendy grunge’u.
Data dodania: 01-01-2012 r.