Encyklopedia Rocka

10 / 10

Paweł Chmielowiec

Zawsze ceniłem **Soundgarden** za intrygujący rozwój własnej muzyki. Każda płyta to ich nowe oblicze. Ale nie każdemu musiało się to podobać i nie każdy musiał podzielać wybór obranego przez zespół kierunku. Niezadowolony szczególnie był basista Hiro Yamamoto, który w końcu opuścił kolegów. Dziwić się należy raczej jemu, niż pozostałym. Lata mijały i było oczywistością, że członkowie **Soundgarden** czuli się coraz bardziej ograniczeni funkcjonowaniem na lokalnej scenie alternatywnej. W zasadzie już **Louder Than Love** był pierwszym krokiem ku pojednaniu z mainstreamem (debiut pod strzechą dużej wytwórni A&M), jednak tamta propozycja jeszcze miała posmak podziemia. Nie odniosła też oczekiwanego sukcesu. Stylowym wejście na salony okazał się dopiero **Badmotorfinger** z 1991 roku. Płyta wybitna w każdym calu i jak najbardziej adekwatna do standardów rynku muzycznego. Wybrany ponownie na producenta Terry Date pomógł nadać nowej produkcji potężne, sterylne brzmienie. Także muzyka zmieniła się, uwydatniając większy niż dotychczas przebojowość jednocześnie nie tracąc nic ze swojej mocy. Ooo, tak. **Badmotorfinger** to zdecydowanie przejaw "metalizowanego" grunge, podobnie jak **Alice In Chains**. Wspomniałem już o znamiennej dla płyty przebojowości. Do tego koniecznie należy dodać różnorodność. W tym kontekście popatrzmy na szczegóły. Album otwiera jeden z największych przebojów grupy, //Rusty Cage//. Niesamowicie dynamiczna, motoryczna i zwarta kompozycja. Jakby antyteza znanego dotychczas leniwego, zawiesistego podszytego sabbathowskim mrokiem **Soundgarden**. Czegoś takiego w wykonaniu chłopaków jeszcze nie słyszeliśmy. Następujący po nim, nomen omen sabbathowski //Outshined// brzmi jak coś z wcześniejszych płyt, ale jest o niebo bardziej chwytliwy. Kultowy już //Jesus Christ Pose// to także raczej nietypowa jazda. Zgiełkliwy początek, apokaliptyczny klimat, wręcz histeryczny śpiew Cornella... To dopiero jedna trzecia **Badmotorfinger**, a podobne, łakome kąski znajdziemy tutaj co rusz. Świetnie brzmi krótki, punkowy //Face Pollution//, jak i dla odmiany długi, psychodeliczny ///Searching with My Good Eye Closed//. Zachwyca wzbogacony brzmieniem saksowfonu //Room a Thousand Years// i podbarwiony bluesem //Mind Riot//. Na **Badmotorfinger** dzieje się naprawdę dużo. Z ręką na sercu... tutaj nie ma nic do odstrzału. Lekkie zmęczenie można odczuć dopiero przy zamykającym płytę //New Damage//, ale tylko dlatego, że album trwa prawie godzinę. Moim zdaniem kończy się jednak w odpowiednim momencie. Dlatego konkluzja może być jedna - **Badmotorfinger** to szczytowe osiągnięcie kwartetu. PS. Polecam zwrócić uwagę na głos Chrisa Cornella, który wraz z muzyką zespołu zaczął przechodzić metamorfozę. Chyba po raz pierwszy możemy u niego usłyszeć charakterystyczną dziś chrypkę (chociażby w //Outshined//). Jednocześnie cały czas Chris chętnie eksponuje swoje nieprzeciętne warunki gardłowe. Tak więc i pod tym względem **Badmotorfinger** to prawdziwy majstersztyk.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Badmotorfinger

Soundgarden

Data wydania: 1991

Wytwórnia: A&M Records

Typ: Album studyjny

Producent: Terry Date

Gatunki: