10 / 10
Maciej WilmiĹski
**The Wall** to kolejne, niemalże w całości dzieło Watersa. W przeciwieństwie jednak do **Animals**, bardzo osobiste, zawierające wiele wątków autobiograficznych i zadziwiająco szczere, odsłaniające wiele demonów, dręczących duszę muzyka. Ponownie, zdominowane przez tekst, niezwykle ponure i ascetyczne muzycznie. Nic dziwnego, że pozostali członkowie grupy byli mocno sceptyczni co do takiej wizji nowej płyty . I kto wie, czy gdyby nie groźba bankructwa, jaka wisiała wówczas nad zespołem i kompletny brak pomysłów Gilmoura, Wrighta i Masona, doszłoby do jej nagrania pod tym właśnie szyldem. Całość powstawała jednak w bólach, w atmosferze tyranii Watersa, nieustających kłótni i odsunięcia Ricka Wrighta od zespołu. Na szczęście dla słuchaczy, liczy się tylko końcowy efekt, a ten jest rewelacyjny - **The Wall** to jeden z najwspanialszych concept-albumów w historii rocka.
Dwupłytowy album opowiada historię muzyka rockowego Pinka, którego dotyka istna plaga życiowych nieszczęść i który stopniowo buduje wokół siebie coraz większy mur, odgradzając się od otoczenia. Brak ojca, który zginął na wojennym froncie, łamiąca indywidualizm szkoła ze znęcającymi się nad uczniami nauczycielami, nadopiekuńcza matka, gasnąca miłość, zdrada dokonana przez żonę, uczucie życiowej pustki - oto zestaw dręczących go problemów.
Takie tematy wykluczały powstanie radosnej muzyki. I faktycznie, dominuje nastrój smutku i beznadziei, a momentami jest wręcz przeraźliwie ponuro, co podkreśla jeszcze zbolały, jak nigdy wcześniej głos Watersa. Słuchanie takich utworów jak //Empty Spaces// czy //Don't Leave Me Now// nie należy do przyjemnych doznań. Są numery z muzyką ledwie zauważalną, całkowicie podporządkowane przekazowi słownemu (//Goodbye Cruel World//, //Stop//, //Outside the Wall//). Ale i pojawiają się rzeczy w starym stylu, bogatsze aranżacyjnie, ciekawsze, jak przepiękne //Hey You// i //Comfortably Numb// ze znakomitą gitarową solówką. A propo tego drugiego - wspaniale wykorzystano tu barwę głosu Gilmoura, jej "ciepło", przeciwstawiono chłodowi wiejącemu z ust Watersa. Podobny kontrast z równie dobrym efektem wykorzystano w //Mother//. Na **The Wall** mamy też co nieco niesłyszanego w grupie, od czasów //The Nile Song// żywiołowego hard rocka (//Young Lust//, //Run Like Hell//, //In the Flesh?//, //In the Flesh//). Jest też //The Trial// - w stylu, którego nigdy wcześniej w wykonaniu zespołu nie słyszeliśmy - operetkowe, z podziałem na role, przy udziale orkiestry, opowiadające o procesie głównego bohatera skazanego na powrót między ludzi, mur zostaje więc zburzony...
Najważniejszym utworem jest tu jednak pojawiające w trzech odsłonach //Another Brick in the Wall//, symbolizujące dołożenie kolejnych cegiełek w tytułowym murze. Lekko psychodelizująca pierwsza dotyczy utraty ojca, oparta na tanecznym rytmie druga - która nieoczekiwanie stała się największym hitem w historii zespołu - o zgubnym wpływie szkoły, trzecia - najbardziej agresywna - stanowi ostateczne odgrodzenie od świata. Główna melodia tego utworu przebrzmiewa także w //Hey You//, //Waiting for the Worms// czy //The Trial//.
Oczywiście, są tu i słabsze numery, ciężko żeby każdy z dwudziestu sześciu utworów był wybitny. Ale żaden nie schodzi poniżej wysokiego poziomu. A całość tworzy wspaniałą poruszającą i zaskakująco uniwersalną opowieść.
Warto wspomnieć tu o niezwykle ważnej roli Boba Ezrina, który uporządkował, ułożył i pomógł w dopracowaniu, początkowo dość surowych wizji Watersa.
To album nie do końca na dzisiejsze czasy. Trzeba by przy słuchaniu odłożyć wszelkie czynności, zasiąść z tekstami i słuchać. Warto jednak spróbować.
Data dodania: 01-01-2012 r.