9 / 10
PaweĹ Tkaczyk
Na początku zaznaczyć trzeba bardzo ważną rzecz. Ten ostatni album **Pink Floyd** z Rogerem Watersem w składzie skierowany jest raczej dla wielbicieli solowych dokonań basisty. Jednak proszę się nie zrażać. To piękna muzyka. Smutna, ale naprawdę przepiękna.
Kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na zakończenie kariery **Pink Floyd**, trudno było spodziewać się jakiegoś wielkiego, znaczącego w dorobku tej londyńskiej grupy albumu. Trudno było też oczekiwać, że Roger Waters po sukcesie **The Wall** dopuści pozostałych muzyków do procesu powstawania nowych kompozycji. Tak też się stało i w 1983 roku światło dzienne ujrzał album **The Final Cut**, na którym znalazło się dwanaście kompozycji, spośród których w jedenastu dzielił i rządził właśnie wspomniany Waters. Nie można też zapomnieć o fakcie, że usunięty z Pink Floyd w czasie sesji **The Wall** Richard Wright, już nie pojawił się w składzie nagrywającym **The Final Cut**. Jego rolę przejął Michael Kamen, dyrygent znany przede wszystkim ze współpracy z grupami rockowymi.
Jedynym albumem **Pink Floyd**, z którym może kojarzyć się **The Final Cut** jest **The Wall**. Mamy tutaj jakby kontynuacje wojennego wątku zawartego na "ścianie". Dominują wspomnienia i tęsknota Rogera Watersa za ojcem, którego sam nigdy osobiście nie miał okazji poznać, z powodu jego śmierci w czasie II Wojny Światowej. **The Final Cut** właśnie jemu został zadedykowany. Teksty utworów na każdym kroku ciągle przypominają nam o tym, jaką tragedią jest wojna.
To album pełen goryczy, ale i niezwykłego uroku. Urzekają praktycznie wszystkie kompozycje od początkowego, bardzo spokojnego //The Post War Dream//, poprzez ambitniejsze //The Fletcher Memorial Home//, przepiękne //The Final Cut//, aż po tragiczny w swej wymowie, kończący album //Two Suns in the Sunset//, mówiący o zagładzie nuklearnej widzianej oczami zwykłego człowieka. Jako odskocznię od refleksyjno melancholijnej stylistyki można potraktować iście hard rockowy //Not Now John//, tym razem z wokalem Davida Gilmoura, który wygrywa tu naprawdę przepiękne dźwięki gitarowe.
Album dla tych, którzy lubią czasem zanurzyć się w fali zadumy nad własnym, czy ogólniej, ludzkim losem.
Data dodania: 01-01-2012 r.