9 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Powrotu legendy grunge'u chyba każdy się obawiał. Ale poradzili sobie. Takiej płyty może śmiało życzyć sobie każdy rockowy weteran.
Myślę, że dobry rezultat to zasługa znieczulenia się na zewnętrzne ciśnienie. Wyluzowani, pełni wiary panowie spotkali się, po czym napisali i nagrali jedenaście świetnych kawałków w dobrze znanym stylu. Wykazali się przy tym niemałym sprytem. Nowy nabytek grupy, William DuVall, wcale nie okazał się następcą Staley’a. Raczej gitarowym wsparciem dla Jerry’ego Cantrella, który (chyba ku uciesze widowni) przejął obowiązki pierwszego głosu w zespole.
Pytanie teraz – czy to dobre rozwiązanie? Odpowiedź nie jest prosta. Etycznie na pewno tak, ale efekt końcowy musi budzić kontrowersje. Nie sposób zaprzeczyć, że płyta w wielu momentach przypomina solowe dzieła gitarzysty (//All Secrets Know//, //Check My Brain//, //Your Decision//) za co obwiniać należy głos Cantrella.
W kilku utworach udało się odtworzyć sporo z dawnego klimatu **Alice In Chains**. Chociażby w potężnym //A Looking in View// czy pełnej goryczy balladzie //Private Hell// (pobrzmiewają tu echa //Down in the Hole//, nieprawdaż?). Zaskakujące jest, że mianem bardzo alice'owego można nazwać //Last of My Kind//, jedyny numer w całości zaśpiewany przez DuValla. I od razu druga niespodzianka – jest to jeden z najlepszych numerów na płycie!
**Black Gives Way To Blue** jest prawdopodobnie najbardziej zróżnicowanym albumem w dorobku **Alice In Chains**, dlatego nie jestem w stanie zatrzymywać się przy każdym numerze. Na pewno warto zwrócić uwagę na akustyczny //When the Sun Rose Again// z mantrowym motywem i przyozdobiony fortepianem numer tytułowy (gościnny udział Eltona Johna). Generalnie ballady robią tutaj lepsze wrażenie, ale i mocne numery potrafią porywać (mnie najbardziej chyba //Take Her Out//).
Siłą rzeczy uwagę przeciąga jeszcze //Acid Bubble//. Numer wyjątkowo złożony, opatrzony w drugiej części chwytliwym riffem i znów wyraźnie słyszalnym głosem DuValla. Całkiem przyjemnym i wcale nie przypominającym wokalu Staleya.
Nowy początek **Alice In Chains** przynosi nadspodziewanie dużo emocji. Płyta budziła, budzi i będzie budzić różne uczucia (błyskotliwy i ciut złośliwy cytat mojego kolegi: //najsłabsza płyta **Alice In Chains**, najlepsza płyta Jerry'ego Cantrella//). Ja natomiast jestem pewien, że nie mogliśmy dostać lepszego albumu w tym składzie.
Data dodania: 01-01-2012 r.