5 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Album **Out Of Exile** był dla **Audioslave** nie mniej istotny od debiutu. Oczywiście z innych względów. W oczach świeżo nabytych fanów, trzeba było umocnić swoją pozycję, zaś reszcie świata udowodnić, że są poważnym zespołem z dalekosiężnymi planami. Niestety zawiedli. Może nie na całej linii, ale na znacznej jej długości.
Drugie wydawnictwo **Audioslave** pozbawione jest energii i świeżości debiutu. Nie ma na nim przebojowych kompozycji, które mogłyby podbić serca słuchaczy i listy przebojów. A to był poważny problem. Szczególnie, że trudno odeprzeć wrażenie, że tą płytą zespół chciał wkraść się w łaski szerszej widowni. Z tego krótkiego opisu, przebija chyba jasny komunikat - **Out Of Exile** proponuje muzykę łagodniejszą.
Konkretnie? Więcej melodii, mniej drapieżnych riffów. Zespół zbliżył się do bardziej radiowego rockowego grania. Z jednej strony szkoda, z drugiej może dobrze, ponieważ jest to jakiś tam nowy pomysł i krok naprzód. Ex-muzyków **Rage Against The Machine** (szczególnie Toma Morello) wcześniej nie słyszeliśmy grających tak tradycyjnie jak w //Dandelion// czy //The Curse//. Do momentu ukazania się tej płyty, nie wierzyłem, że Morello potrafi ze swojej gitary wyczarować tak zwyczajną, harmonijną solówkę jak w //Doesn’t Remind Me//. Tyle, że wszystkie te numery nie mają odpowiedniej siły przebicia, żeby nie powiedzieć, że są marne.
Rozczarowanie tą płytą jest tym większe, że początek jest w miarę obiecujący. //Your Time Has Come// ma dobrą dynamikę i przyjemną melodię. To jeden z jaśniejszych momentów płyty. Także kompozycja tytułowa broni się dzięki fajnej linii wokalnej. Szkoda, że panowie odpuścili w refrenie, który aż prosi się o więcej szaleństwa. Dalej wszystko zaczyna się sypać. Numer trzy na płycie to //Be Yourself//, czyli singiel pilotujący to wydawnictwo. Ten przyzwoity numer staje się nieznośny przez nachalne skojarzenia z //Like a Stone//. Jedna balladka w takim klimacie wystarczy w zupełności. Później mamy właściwie przeplatankę miałkich, rockowych kawałków (//Doesn't Remind Me//, //Drown Me Slowly//) z transparentnymi balladami (//Heaven’s Dad//, //Yesterday To Tomorrow//). Po drodze napotyka się jedynie jakieś drobne smaczki. Jak zeppelinowski duch w //The Worm// (budową przypominający klasyczny //Black Dog//) czy mocny, popisowy riff gitary w //#1 Zero//. Fanom zespołu podobać się może //Man or Animal//, ale niestety tylko dlatego, że jest to najostrzejszy numer na płycie i na chwilę przywołuje klimat pierwszego krążka. I nic poza tym.
Debiutancka płyta nie była doskonała, ale pewnie niedostatki tuszowała zapałem muzyków i mocą wzmacniaczy. Przy takiej płycie jak **Out Of Exile** nie da się ściemniać. Wóz albo przewóz - albo ma się w zanadrzu hity, albo nie. Nie udało się przygotować nośnego repertuaru, dlatego wszelka krytyka tego albumu jest uzasadniona.
Data dodania: 01-01-2012 r.