Encyklopedia Rocka

10 / 10

Maciej Wilmiński

Album - ikona. Emanacja muzyki i kultury metalowej, jedno z najważniejszych dzieł w historii muzyki rockowej. Chociaż od jego premiery minęły już ponad cztery dekady, wciąż lśni niebywale silnym blaskiem, wciąż przyciąga, fascynuje, niepokoi. A w momencie swojej premiery był jak supernowa. Porażający, niepokojący i fascynujący! Na początku trzeba przyznać - trafili się **Black Sabbath** świetni fachurzy od marketingu. Znakomita, złowieszcza okładka potęguje dreszczyk niepokoju wywołany już samą lekturą tytułów utworów. Do tego ekipa pojechała bez trzymanki umieszczając w środku odwrócony krzyż oraz "natchnioną" mroczną poezję. No i premiera, 13-go, w piątek. Strach słuchać. I **Black Sabbath** - zgodnie ze swoimi założeniami straszą już od samego początku. Mroczną atmosferę zbudowaną padającym na początku deszczem i burzą, potęgowaną przez wybrzmiewające w tle dzwony roznosi mroczny riff Tony'ego Iommiego. Riff dodajmy, oparty nomen omen na diabelskim interwale. //What is this that stands before me / figure in black which points at me...// - wyśpiewuje złowrogim głosem wokalista na tle zatrważającego riffu uzupełnianego przez nerwową perkusję w tle. Utwór tytułowy do dziś pozostaje jednym z najbardziej porażających i przerażających w historii rocka. Mamy tu idealny pokaz stopniowania napięcia, aż do rozpędzonego finału. Niesamowita atmosfera - uzyskana jakże prostymi wszak środkami - do dziś robi ogromne wrażenie. Debiutancki album **Black Sabbath** objawił światu coś zupełnie nowego, oferując muzykę jak na owe czasy wyjątkowo hardcore'ową i ciężkiego kalibru. Potężne, monumentalne, nie znoszące sprzeciwu riffy Tony'ego Iommiego, surowy śpiew Ozzy'ego Osbourne'a, który najwyraźniej uważa, że najlepiej śpiewa się unisono z gitarą i rozszalała, dzika wręcz sekcja rytmiczna. Do tego niepokojące, mroczne słowa - nie tylko o beznadziejnej sytuacji ówczesnego świata (//Wicked World//), ale czarodziejach (//The Wizard//) czy zakochanym diable (//N.I.B.//). Wszystko to z wyraźnie słyszalną nutka bluesa. Bluesa słyszanego nie tylko w głosie Osbourne'a i zagrywkach Iommiego, ale unoszącego się jakby nad całą płytą. Całość stworzyła mieszankę doprawdy niesłychaną. Ciężko jest tu nie wspomnieć o każdym z utworów, każdy zasługuje bowiem na uwagę. Riffy Iommiego z miejsca przykuwają uwagę i niosą kolejne utwory. Ot, niesamowity //The Wizard// - jakże świetnie wokal i harmonijka Osbourne'a wbijają się tu w naprzemiennie tnącą i wibrującą gitarę Iommiego oraz nieokiełznaną perkusję. Albo na swój sposób przebojowy, ubarwiony jednym z najsłynniejszych basowych intro //N.I.B.// (wzbudzający skojarzenia z //Sunshine Of Your Love//). Warto wspomnieć, że mamy tu jeszcze do czynienia z dwoma coverami. //Evil Woman// to taka radosna wręcz błahostka o zdecydowanie najbardziej komercyjnym potencjale - narzucona zresztą przez wytwórnię do promowania całości. Z //The Warning// Sabbath polecieli już zdecydowanie po swojemu. Nadając temu utworowi niesamowitej bluesowej głębi i prawie przeszarżowanej dramaturgii wokalnej. Przy okazji trochę poniosło Iommiego, który w środku oferuje nam kilkuminutowy popis swej gitarowej maestrii, dając całkiem niezły przekrój ówczesnych gitarowych sztuczek. No dobra, zapełnia te kilka minut albumu, repertuaru wszak za dużo wtedy nie mieli i tak naprawdę podeszli do tej płyty jak do swego regularnego koncertu. Niech mu będzie. Ciężko w sumie uwierzyć, że całość została nagrana gdzieś pokątnie, na szybciocha, niemalże w kilka godzin. Wielka rzecz!
Data dodania: 01-01-2012 r.

Black Sabbath

Black Sabbath

Data wydania: 1970

Wytwórnia: Vertigo

Typ: Album studyjny

Producent: Rodger Bain

Gatunki: