Encyklopedia Rocka

5 / 10

Maciej Wilmiński

Biała okładka? W przypadku **Black Sabbath** wzbudza to pewną nieufność, no bo jakże wyłamywać się z jedynego słusznego schematu? Problem w tym, że nieufność okazuje się uzasadniona w momencie włączenia płyty. Przyszło bowiem zmęczenie materiału, wzajemne znużenie i konflikty. I tym razem - w przeciwieństwie do **Sabbath Bloody Sabbath** - Iommi nie miał w zanadrzu genialnego riffu, który spowodowałby, że pozostałym - ze szczególnym uwzględnieniem pana Osbourne'a - wrócił zapał do wspólnej pracy. **Technical Ecstasy** powstało w kiepskiej atmosferze, bardziej siłą rozpędu i ambicji Tony'ego Iommiego, który zdecydowanie objął stery w zespole i postanowił pokazać **Black Sabbath** od innej strony. W efekcie powstała płyta niezwykle zróżnicowana - i co rzuca się w uszy od samego początku - niezwykle stonowana brzmieniowo - gitary nie brzmiały tak łagodnie na płytach **Black Sabbath** nigdy wcześniej. Kompozycje są też zdecydowanie bardziej melodyjnie. Cóż jednak z tego, skoro nie są te melodie najwyższej jakości, a większość utworów rozczarowuje nijakością i najzwyczajniej w świecie nuży (//Rock'n'Roll Doctor//, //All Moving Parts (Stand Still)//, //Gypsy//). Do tego dochodzą błahe jak nigdy wcześniej teksty i wyraźnie zgaszony, momentami wręcz drażniący śpiew Osbourne'a. Drażni też niezbyt dobrze brzmiący syntezator i brzmienie, wyraźnie psujące niektóre z pozycji (//Dirty Women//, //Back Street Kids//). Do starych dobrych czasów nawiązuje właściwie tylko wieńczące całość, wspomniane wyżej //Dirty Women// niesione wybornym riffem Iommiego, choć i tutaj wyraźnie za bardzo rozciągnięto całość. A zespół ewidentnie miota się, szukając nowych pomysłów. Z różnymi efektami. //She's Gone// to bogato zaaranżowana ballada, równie dramatyczna jak //Changes// - całkiem udana, ale już bez tego uroku. //You Won't Change Me// - z najcięższym riffem na płycie, to niezła próba pożenienia dotychczasowego ciężaru z nowocześniejszym brzmieniem, choć zdecydowanie za długa. Doszło nawet do tego, że w //It's Alright// śpiewa Bill Ward, z udanym zresztą efektem i lekko beatlesowskim posmakiem. Niemniej, można to rozpatrywać tylko w kategoriach ciekawostki. Wyraźnie słychać kryzys twórczy i zagubienie. Ciężko poznać tu **Black Sabbath** z poprzednich płyt. Zmiany wydawały się więc nieuniknione. I wkrótce nadeszły.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Technical Ecstasy

Black Sabbath

Data wydania: 1976

Wytwórnia: Vertigo

Typ: Album studyjny

Producent: Black Sabbath

Gatunki: