7 / 10
Maciej WilmiĹski
Ostatnia studyjna płyta z Ozzym Osbournem w charakterze wokalisty to kontynuacja drogi obranej na **Technical Ecstasy**. Wnioski z nieudanego eksperymentu zostały jednak wyraźnie wyciągnięte i w efekcie dostajemy album zdecydowanie ciekawszy i znacznie lepiej brzmiący. Mimo tego, że powstawał w atmosferze fin de siècle, głównie ze względu na konflikt pomiędzy Iommim, a Osbournem, efekt jest naprawdę zadowalający.
Na początku jesteśmy wręcz zmieceni. Utwór tytułowy daje porządnego kopa, słychać tu, że zaczyna się już era heavy metalu i dostojne riffowanie powoli odchodzi w zapomnienie, kosztem energetycznego i szybkiego, rwanego grania z melodyjnymi refrenami. Do tego Osbourne znów śpiewa z pasją i werwą. Następny //Johnny Blade// trochę denerwuje staroświeckim syntezatorem i przypomina szybsze utwory z **Technical Ecstasy**, ale jednak wypada od nich znacznie lepiej. Z kolei wolniejsze //Junior's Eyes// zapada w pamięć dzięki fajnym zwrotkom i chwytliwemu refrenowi. Znakomicie wypada również //Shock Wave//, w którym Iommiemu udał się kapitalny, niezwykle melodyjny riff, a cały utwór daje niezłego kopa (warto zwrócić uwagę na solo Iommiego i brzmienie jego gitary). Równie udany riff jest w //Air Dance//, utwór jednak po dynamicznym wstępie przeradza się w ciekawą balladę z gitarami akustycznymi i niebanalnymi partiami fortepianu w tle zwrotek - i znów warto tu zwrócić uwagę na solówkę Iommiego, a także następujący przed nią, niezwykle intrygujący fragment instrumentalny oraz wieńczący całość rewelacyjny, niemalże jazzowy jam. Jakby tego było mało w instrumentalnym //Brekaout// na czoło wysuwają się... instrumenty dęte, a na koniec, w //Swinging the Chain// znów słyszymy śpiewającego Billa Warda, tym razem w bardziej hardrockowym repertuarze.
Na **Never Say Die** udało się skierować **Black Sabbath** na całkowicie nowe tory. Eksperymenty brzmieniowe i aranżacyjne wypadają tu naprawdę ciekawie, całość brzmi świeżo. Brawa za odwagę! Momentami naprawdę aż trudno uwierzyć, że to **Black Sabbath**. I choć z jednej strony - zespół wypada tu dobrze i całkowicie wiarygodnie, to jednak ciężko wyobrazić sobie kolejny album w takim stylu. I chyba nikt nie żałuje, że zespół nie kontynuował obranej tu drogi.
Ozzy Osbourne pożegnał się z **Black Sabbath** oryginalnie i z klasą.
Data dodania: 01-01-2012 r.