Encyklopedia Rocka

7 / 10

Maciej Wilmiński

Pierwsza oficjalna koncertówka w karierze zespołu nieoczekiwanie okazała się podsumowaniem ery, w której wokalistą grupy był Ronnie James Dio - panowie pokłócili się przy końcowych miksach i zakończyli współpracę. Lista utworów robi niezłe wrażenie, repertuar równo podzielono między klasyki z czasów Osbourne'a i utwory z dwóch płyt nagranych z Dio - które zresztą w niczym od tych klasyków nie odbiegają. Kiedy słuchamy **Live Evil** nie dziwi nas powód kłótni członków zespołu. Brzmienie płyty jest bowiem dość kontrowersyjne. Mocno wysunięty wokal Dio, fatalnie nagłośniona publiczność i ledwie słyszalne instrumenty klawiszowe - to główne zarzuty. W porównaniu z **Live At Last** jest oczywiście przepaść - całość brzmi profesjonalnie, nie ma mowy o jakichś brzmieniowych brudach czy wykonawczych wpadkach. Może aż nawet za dobrze, zanadto sterylnie. Brakuje tym utworom, jak i zresztą całemu koncertowi, tego pierwiastka szaleństwa, nieprzewidywalności, jakie wnosił do zespołu Osbourne. A przez zbyt mocne wyciszenie publiczności, brakuje również atmosfery. Pytanie numer jeden to oczywiście jak Dio poradził sobie z Osbournową klasyką. W obu przypadkach należy wystawić bardzo pozytywne oceny, niemniej jednak jego interpretacja utworów Sabbath z lat 70. może wzbudzać mieszane uczucia. Nie chodzi tylko o specyficzne, dość nietypowe dla niego cedzenie poszczególnych wersów (//N.I.B.//, //War Pigs//), ale o interpretacje słów utworów. Dio wyraźnie usiłuje być diaboliczny, przerażający, mocno podkreślając stosowne wersy niektórych utworów (//N.I.B.//, //Black Sabbath//, //Paranoid//), co czasami (wstęp do //Iron Man//) daje efekt dosyć groteskowy. Generalnie - interpretowanie tych tekstów i sposób ich zaśpiewania stanowi pewną nowość w porównaniu z zautomatyzowanym wokalem Osbourne'a. I budzi kontrowersje. Nie zmienia to jednak faktu, że Dio poradził sobie z tymi utworami znakomicie. Natomiast perkusista Vinnie Appice - po prostu przyzwoicie. Szczególnie słuchając //War Pigs// brakuje nam Billa Warda. Krótka, kompletnie nieudana i nieciekawa solówka, którą słyszymy na koniec tegoż utworu tylko to potwierdza. Najlepiej wypadły tu szybkie - //Neon Knights// i //The Mob Rules//, jak i przyspieszone //Voodoo//. Trochę rozczarowuje kulminacyjne //Heaven Hell//, którego dramaturgia jest rozbita solowką Iommiego i wciśniętym fragmentem //The Sign of the Southern Cross//. Oczekiwania na pewno były większe.
Data dodania: 01-01-2012 r.

Live Evil

Black Sabbath

Data wydania: 1983

Wytwórnia: Vertigo

Typ: Album koncertowy

Producent: Geezer Butler, Tony Iommi

Gatunki: