8 / 10
Maciej WilmiĹski
Sukces **Headless Cross** najwyraźniej dał potrzebnego kopa. Muzycy uwierzyli w swoje możliwości, nabrali pewności siebie i wyraźnego wiatru w żagle. I to słychać!
Aż dziw, że ten album nie szalał na ówczesnych listach przebojów. Lokomotywa do pociągnięcia całości bowiem była - gitarowo-klawiszowy //Jerusalem// to kapitalny, żywiołowy ale przede wszystkim niezwykle przebojowy utwór, który ma wszelkie składniki, aby rządzić na ówczesnych listach przebojów. Na singiel wybrano jednak klasyczną pościelówkę - //Feels Good To Me// z ciekawymi zwrotkami, ale słabszym refrenem. Gdyby ukazała się parę lat wcześniej, może coś by z tego było... Poza tym - kontynuacja tego, co słyszeliśmy na poprzednim krążku. Ale jakby dojrzalsza, bardziej dopracowana, ciekawsza.
//Anno Mundi// rozpoczyna się frapującym wstępem z chórem, a Martin znakomicie buduje napięcie aż do wciągającego refrenu. W //The Sabbath Stones// mamy udaną próbę powrotu do dawnego ciężaru, jest posępnie i wolno, ale i nie brakuje lżejszych, akustycznych momentów. Dostajemy też stanowiące osobną całość, nawiązujące do germańskiej (a ściślej: nordyckiej) mitologii //The Battle of Tyr//, //Odin's Court// i //Valhalla//. Pierwszy to patetyczne, mocno brzmiące (kotły) intro, drugi kapitalna akustyczna miniaturka z ciekawymi efektami w tle, trzeci to już mocne, rozpędzone i - niestety - dość sztampowe naparzanie - choć momentami Martin wznosi ten utwór na znacznie wyższy poziom.
Do tej mieszanki dołóżmy jeszcze najdynamiczniejsze //The Law Maker//, gdzie jednak efekt psuje nazbyt wysunięta do przodu i przez to drażniąca perkusja i niestety, wypełniacz w postaci //Heaven in Black//.
Wysoka forma wyraźnie słyszalna. Myślę, że trzeci z rzędu album z tym kręgosłupem zespołu przyniósłby efekt jeszcze lepszy. Ale Tony Iommi miał jednak inne plany...
Data dodania: 01-01-2012 r.