6 / 10
PaweĹ Chmielowiec
Powrót znanego zespołu po kilkunastu latach niebytu zawsze wyśrubowuje emocje zainteresowanych. Rozbudza oczekiwania, nadzieje, ale także obawy o szczerość intencji i wpływ nowych poczynań na legendę artysty.
W przypadku powrotu **Soundgarden** było czym się ekscytować. Z jednej strony artystyczna porażka Cornella po współpracy z Timbalandem i pozostawanie przez lata w cieniu dwóch muzyków zespołu, z drugiej uspokajające, bo sprawnie wykonane koncerty już po reaktywacji w 2010 roku. No, ale przysiąść i napisać od podstaw nowy materiał, to już zupełnie inna para kaloszy, prawda?
//**King Animal**// rozwiał wiele wątpliwości. W tym te najważniejsze, dotyczące kierunku muzycznego. Chris Cornell nie próbuje wmawiać kolegom, że trzeba grać lżej, melodie przesładzać, a wówczas sukces komercyjny przyjdzie sam. Nie udają również, że znów są dwudziestokilkulatkami. Że znów mogą wprost z serca grać tłuste, metalowe riffy, jak w czasach //**Louder Then Love**// i //**Badmotorfinger**//. //**King Animal**// po prostu zaczyna się tam, gdzie skończył się //**Down On The Upside**//. A więc otrzymujemy ponad pięćdziesiąt minut gitarowego, treściwego grania, które można umieścić w ramach rocka alternatywnego, a nawet grunge'u.
Rozpoczynają wartko, od zadziornego //Been Away Too Long//. To znakomita deklaracja rockowej postawy. Słyszymy tu pełne energii riffy, dynamiczne tempo oraz szorstko i znakomicie śpiewającego Cornella. Nie zmienia to faktu, że utwór ten, pełniący rolą singla pilotującego, pozostawia spory niedosyt. Dopiero rewelacyjny riff Thayila i zadziorny wokal w kolejnym //Non-State Actor// nie postawiają żadnych złudzeń, że i dziś **Soundgarden** może stanąć do konkurencji z **Pearl Jam**.
Oczywiście, wraz z kolejnymi utworami, zaczyna dziać się więcej. Pojawiają się kompozycje bardziej nastrojowe, jak orientalizujący //A Thousand Days Before// (ukłon w stronę indyjskich poszukiwań **Beatlesów**) czy oniryczny //Bone Of Birds//. Stanowią one świetne nawiązanie do zafascynowanych psychodelią czasów //**Down On The Upside**//.
Energia skumulowana w pierwszych trzech utworach //**King Animal**// daje o sobie znać jeszcze tylko w prostym, naznaczonym punkiem //Attrition//. Nie oznacza to, że pozostałym kawałkom brakuje mocy. Po prostu, nie to jest w nich najistotniejsze. Wyrazem tego są znajdujące się na końcu płyty, bardziej eksperymentalne propozycje - //Eyelid's Mouth// i //Rowing//. Obydwie pozbawione charakterystycznej ściany gitar, ale oferujące wiele w zamian.
Zwycięstwo? Zdaniem wielu - tak. Równie wielu uznało wręcz odwrotnie, i trudno zbić ich argumenty. Rzeczywiście, //**King Animal**// cierpi na deficyt przebojów, do których zespół miał zawsze lekką rękę. Płyta brnie na dobrym, acz nie wybitnym poziomie. Za to, moim zdaniem, wręcz wyśmienicie koresponduje z wcześniejszym dorobkiem. Logicznie z niego wynika i nie profanuje reputacji **Soundgarden** – zespołu z krwi i kości rockowego.
Data dodania: 03-04-2013 r.