Neil Daniels - ObroĹcy Wiary, historia zespoĹu Judas Priest
PaweĹ Tkaczyk, 13-05-2009
Na wieść o ukazaniu się na polskim rynku pierwszej biografii **Judas Priest**, jako ich wielki fan, natychmiast udałem się do sklepu. Do tej pory znalezienie większej ilość informacji na temat kariery słynnych "obrońców wiary" nie było zbyt proste. Gazety sporadycznie, głównie z okazji ukazywania się kolejnych wydawnictw, podawały zdawkowe informacje, a w Internecie znaleźć można było mniej lub bardziej wiarygodnie spisane dzieje piątki z Birmingham.
Pierwsze spojrzenie na książkę... Ładne wydanie w twardej oprawie, lecz czy cokolwiek może w tej kwestii jeszcze zaskoczyć po mistrzowsko podanych wspomnieniach Nicka Masona z czasów **Pink Floyd**? Kolejne spostrzeżenie - książka nie jest za gruba a litery duże, co trochę ostudziło emocje. Dość spory zbiór zdjęć, głównie z początku działalności i lat 80-tych, ale wszystkie niestety czarno białe. Na koniec przed oczami ukazuje się jeszcze spis wszystkich koncertów, wszystkie składy oraz krótka charakterystyka muzyków, którzy występowali kiedyś w szeregach **Judas Priest**. Ale przecież to nie wygląd stanowi o wartości takich materiałów...
Po przeczytaniu przedmowy pióra Ala Atkinsa, poczułem zdecydowany niesmak. Założyciel **Judas Priest**, który opuścił zespół zwalniając miejsce dla Roba Halforda długo przed wydaniem **Rocka Rolla**, przedstawia się jako osoba, bez której dzisiaj w ogóle nikt nie słyszałby o **Judas Priest**. I choć robi to w sposób dość sympatyczny, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że celem tej wypowiedzi jest przypomnienie się muzycznemu światu. Dalej niestety lepiej wcale nie jest, Atkins jest stawiany wręcz na piedestale i przedstawiany jako postać o ogromnym znaczeniu dla zespołu. Muzycy obecnego składu odmówili współpracy przy pisaniu tej książki, więc może Atkins chciał po prostu pochwalić się pracą z którymkolwiek z członków zespołu, nieważne że 30 lat temu? Nie uważam wcale, i pewnie wielu fanów **Judas Priest** się ze mną zgodzi, żeby Atkins był aż tak szalenie ważną postacią zespołu, aby początek książki podporządkowywać jego osobie. Wiele znanych zespołów miało założycieli, którzy odeszli jeszcze przed wydaniem pierwszego albumu i raczej wcale nie starają się wcisnąć na siłę na karty historii.
Jeśli ktoś szuka książki, która zaleje go nieznanymi dotąd ciekawostkami odsuwając na dalszy plan pisanie o miejscach na listach itd., to niestety będzie zawiedziony. **Obrońcy Wiary** to w większości zbiór suchych faktów w stylu gdzie i kiedy odbył się koncert, i które miejsce zajął album na liście przebojów w USA czy Wielkiej Brytanii. Każdy album, żeby wydłużyć książkę do której pisania nie miało się widocznie materiałów, omawiany jest utwór po utworze. Powstaje więc pytanie - po co? Przecież prawdopodobnie 99% ludzi, którzy sięgają po biografie jakiejś grupy to jej fani, więc nie trzeba im przestawiać opinii (i to do tego własnej) na temat każdego utworu. Zaczynając czytanie tej książki, byłem przede wszystkim ciekaw, jak to było ze zmianami składu. Jak to było, kiedy odchodził Halford, kiedy odchodził Holland, dlaczego tak się stało... Tymczasem dostałem kolejne suche fakty i zdawkowe informacje. Autor posiłkuje się przez cały czas wypowiedziami dla prasy muzycznej z różnych lat, ponieważ nie mógł dotrzeć do muzyków z obecnego składu.
Opisywanie procesu powstawania albumu sprowadza się do podania miejsca sesji nagraniowej. W dalszej kolejności dowiadujemy się ile sesja trwała, czasem jakieś zdawkowe informacje na temat okładki czy powodu takiego, a nie innego tytułu. Na koniec koniecznie i obowiązkowo miejsce na listach w USA i Wielkiej Brytanii bądź ogólnie Europie. Gdzieniegdzie pojawiają się jeszcze jakieś dopiski np. że początkowo Roger Glover na sesji **Sin After Sin** nie mógł znaleźć wspólnego języka z zespołem. Niesmak, niesmak i jeszcze raz niesmak. A gdzie jakieś ciekawostki, o których nie można było do tej pory dowiedzieć się z pracy? Nigdzie, ponieważ właśnie głównie na podstawie materiałów prasowych ta książka została napisana.
Zostając jeszcze przy kwestiach albumów nie można pominąć faktu, iż autor ocenia wszystkie płyty i poszczególne utwory ewidentnie według własnego uznania, zapominając totalnie o obiektywizmie, co jest nieodłączną cechą w pracy szanującego się dziennikarza muzycznego. Przykładów jest tu niesamowita ilość. Czytając tę książkę dowiedziałem się np., że //Run of the Mill// z debiutanckiego albumu, który zafascynował niejednego zagorzałego fana rocka progresywnego, o który wtedy **Judas Priest** się ocierali, jest za długie i nudne. Dowiedziałem się także, że //Sin After Sin// będący doskonałym obrazem jeszcze rozwijającego się i szukającego muzycznej drogi zespołu jest dziełem wybitnym i epokowym. Od kilkunastu lat jestem fanem **Judas Priest**, znam wielu wielbicieli tego zespołu i jeszcze nigdy nie spotkałem się z opinią, że trzeci album grupy jest genialnym tworem. Owszem, w książce pojawiają się wypowiedzi muzyków pełne zachwytu dla tego wydawnictwa, np. Cronosa z **Venom**, ale są raczej wygłaszane w kontekście momentu premiery i przełamania pewnych barier muzycznych, a nie samego rzekomego geniuszu. **Turbo** jest "tylko" kontrowersyjne, natomiast najgorszy album jaki kiedykolwiek został nagrany przez grupę z Birmingham to **Ram It Down**. Mało ciekawostek? Sam fakt powstania albumu **Painkiller**, który jest klasyką gatunku i jednym z najlepszych metalowych albumów w historii heavy metalu został potraktowany zdawkowo. Autor stara się wmówić czytelnikowi, że **Painkiller** to tylko dobry a może i wręcz średni album.
Poza tym wszystkim książka jest najeżona setkami błędów. Żeby daleko nie szukać, już w samym wstępie, dowiadujemy się, że Scott Travis zadomowił się w zespole pod koniec laty 90-tych a Dave Holland grał tylko na **Screaming For Vengeance** i **Defenders Of The Faith**. Autor sprawia wrażenie, jakby pisał o zespole, o którym nic nie wie. Jako przypisy pojawiają się informacje o bonusowych utworach zawartych na reedycjach wydanych w 2001 roku. Przypisy dodajmy, także świadczące o tym, że Neil Daniels nie wie o czym pisze. Każdy fan **Judas Priest** wie, że największą wadą tych wydań jest niezachowanie chronologii w dodawaniu bonusowych kompozycji. Kompozycje z lat 80-tych zostały dodane do albumów wydanych dekadę wcześniej, co spowodowało spory niesmak. Autor nie wspomina o tym słowa, twierdząc że niektóre z tych kompozycji pochodzą z tej samej sesji, co cały album. Przykładów takich błędów czy też niewiedzy jest, tak jak już wspomniałem, ogromna ilość.
Żeby nie pozostawić wrażenia, że uwziąłem się tylko na autora, to dostanie się także stronie polskiej. Gorszego przekładu książki jeszcze nigdy nie czytałem. Z wersją oryginalną wprawdzie kontaktu nie miałem, ale nie wydaje mi się, żeby Neil Daniels pisał na tak niskim poziomie językowym. Błędów stylistycznych czy leksykalnych jest tutaj tysiące. Zdaje sobie sprawę, że dla wielu ludzi odbiorcy heavy metalu, którego reprezentantami, czy nawet ojcami są muzycy **Judas Priest**, to nastoletnie półgłówki, ale trzeba wziąć pod uwagę, że po **Obrońców Wiary** sięgną też ludzie, którzy pamiętają dobrze premierę **Rocka Rolla** i używanie wyrażeń typu: "(...)fanów pijanych i UPALONYCH" jest, delikatnie mówiąc, nie na miejscu, żeby nie powiedzieć, że szczeniackie.
Pewnie zastanawiacie się, czy książka ma w ogóle jakieś plusy. Oczywiście, że tak. Mimo wszelkich wad, które wymieniłem, jest to jednak biografia czy coś na taki kształt, którą fan **Judas Priest** przeczyta na pewno z wypiekami na twarzy i być może dowie się czegoś, czego jeszcze nie wiedział.