Encyklopedia Rocka

Uli Jon Roth, Stary Dom, Domecko, 13.09.2014 r.

Kto: Crystal Breed, **Uli Jon Roth** Gdzie: Stary Dom, Domecko k. Opola Kiedy: 13.09.2014 r. **Uli Jon Roth** z zespołem to nieczęsty muzyczny gość w naszym kraju. I tym razem pewnie by nas ominął, gdyby nie osobiste zaangażowanie dwóch organizatorów z południowej Polski. To dzięki nim muzyk wystąpił na dwóch koncertach w Polsce - oba odbyły się w dosyć niestandardowych miejscach, oba były koncertami... siedzącymi. Pierwszy miał miejsce w... Kinie Regis w Bochni, a konkretnie w jego dużej sali, przy czym duża oznacza tu jakieś 130 miejsc... Drugi - w którym miałem przyjemność uczestniczyć - odbył się w... sporej wsi Domecko, leżącej kilka kilometrów od Opola, gdzie zapalony fan rocka, Jan Cieślik, od ponad dekady zaprasza do swojej restauracji muzyczne gwiazdy. Właśnie - restauracji, więc i tym razem gości nie było zbyt wielu, nie przeszkodziło to jednak w stworzeniu doskonałej atmosfery i świetnej interakcji na linii muzycy - publiczność. Uli przyjechał do nas w ramach trasy "Scorpions Revisited", w ramach której prezentuje niemalże wyłącznie utwory z czasów, gdy grał w **Scorpions**, czyli z lat 1973 - 78. Niemalże, ponieważ - czego nie zabrakło i w Starym Domu - Uli prezentuje przy tej okazji również kilka numerów **Jimiego Hendrixa** z //All Along The Watchtower// na czele. Wracając do **Scorpions** z Rothem w składzie, to był moim zdaniem - zdecydowanie najlepszy i stanowczo zbyt mało doceniany okres działalności tego zespołu, w czasie którego grupa nagrała pięć albumów, wśród których są dzieła dla rocka wybitne, jak //**Tokyo Tapes**// czy //**Virgin Killer**//. Była to zatem niesamowita i rzadka okazja posłuchać tych utworów na żywo, szczególnie że **Scorpions** od wielu lat konsekwentnie pomijają ten etap swojej kariery. Jednakże przede wszystkim była to wyjątkowa okazja zobaczenia w akcji jednego z najważniejszych gitarzystów w historii rocka, wirtuoza tego instrumentu, europejskiego Hendrixa, twórcy sky-guitar, niepokornego artysty, nieustającego eksperymentatora próbującego połączyć świat gitary i muzyki klasycznej. Epitetów można byłoby znaleźć mnóstwo. W Starym Domu pojawiłem się już na kilka godzin przed występem, miałem bowiem okazję przeprowadzić niezwykle sympatyczną rozmowę z Ulim (jej efekty możecie [http://rockers.com.pl/artykuly/120.html przeczytać oczywiście na Rockersie]. Po skończonym wywiadzie miałem sporo czasu na kontemplację uroków wsi spokojnej, wsi wesołej, czemu sprzyjała piękna pogoda, a około godzinę przed planowanym startem imprezy zjawiłem się na miejscu. Na podwórku rozpalany był już grill, a do sali koncertowej powoli zaczęła schodzić się publiczność, która zasiadała przy stolikach. Entourage był mocno specyficzny, ni restauracyjny, ni sali weselnej, ni starego kina. Miało to jednak swój niezaprzeczalny urok. Wśród widzów dominowało pokolenie Uliego, często razem z dziećmi, choć zasłyszałem i teksty typu: //Marek, wiesz, że on jest w wieku babci Heni? Ale zobaczysz, będzie czad//. Sporym zaskoczeniem była dla mnie ilość ludzi z winylami, i to nie **Scorpions**, a **Electric Sun**. Może zatem publiczności nie było zbyt wiele, ale większość naprawdę znała się na rzeczy, o czym miałem okazję przekonać się w licznych rozmowach prowadzonych przy piwie i grillowanej karkówce jeszcze przed rozpoczętym występem. Roth przyjechał do Polski wraz z zespołem **Crystal Breed** z Hannoweru i ta kapela pojawiła się na scenie około 20.30, aby przez mniej więcej 45 minut zaprezentować swój repertuar. Czterech muzyków - śpiewający gitarzysta, mocno wspomagający go wokalnie klawiszowiec i sekcja rytmiczna - dało niezły występ, prezentując muzykę o hard rockowej proweniencji, ale z mocnymi inklinacjami progresywnymi, o lekko eksperymentalnym zabarwieniu. Trochę we znaki dały się chłopakom problemy techniczne, a to nie słychać było wokalu, a to gitar, ale dzięki poczuciu humoru wybrnęli z tych sytuacji bezbłędnie, a całość dodało jedynie występowi kolorytu. Po dwudziestominutowej przerwie muzycy **Crystal Breed** pojawili się na scenie ponownie, tym razem jednak w towarzyszeniu głównej gwiazdy - Uliego Jona Rotha. I zaczęło się! Na pierwszy ogień - //All Night Long// - jedna z mniej znanych kompozycji Rotha z czasów **Scorpions**. To, co zaskoczyło mnie na początek to niesamowita moc gitary Rotha, znakomity riff zatrząsł wręcz ścianami Starego Domu. Muzycy towarzyszący ściśnięci po prawej strony sceny, na środku wokalista Niklas Turmann o mocnym, wysokim, aczkolwiek przeciętnym głosie, a w końcu po lewej On. W charakterystycznym, niezmiennym od lat image'u, z doskonale znaną fanom biżuterią i bandaną, ale przede wszystkim z tą gitarą. Zobaczyć Uliego Roha ze sky-guitar w akcji to naprawdę coś niesamowitego... Mimo, że wyraźnie na początku na scenie było ciasno, Roth szybko znalazł sobie odpowiednią przestrzeń do czarowania swoją gitarą. Skądinąd przy wielu solówkach, gdy tylko odrywał ręce od atakowania strun wykonywał specyficzne gesty, jakby rzucał zaklęcia, albo podkreślał widzom - posłuchajcie tego. Oj, było czego! Dla wielbicieli albumów **Scorpions** nagranych z Rothem - to był koncert marzenie. Właściwie każdy utwór był małym świętem, ja osobiście nie liczyłem na to, że będę mógł kiedyś usłyszeć takie kompozycje jak //Longing for Fire// czy //Crying Days// na żywo. Tak, jak nie marzyłem o tym, że kiedykolwiek usłyszę na żywo //Fly To The Rainbow//, które rozpoczęła krótka improwizacja gitarowa. Ten magiczny, mistyczny utwór zabrzmiał po prostu urzekająco pięknie. Swoimi instrumentalnymi partiami Roth przeniósł widzów Starego Domu w zupełnie inny, jakże piękny wymiar. Równie poruszającym momentem koncertu było dla mnie potężnie zagrane //Sails Of Charon//, gdzie Uli z niezwykłą mocą nacierał na struny, wydobywając z gitary potężną moc. Ten jeden z najciekawszych riffów, jaki wyszedł spod jego palców, zabrzmiał oszałamiająco, a całe wykonanie tego utworu zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Podobną, porażającą moc cechowało też skądinąd porywające wykonanie //I've Got To Be Free//. Ale nie brakło też spokojniejszych momentów, jak przepiękne //In Trance// czy //We'll Burn The Sky// z solówkami zagranymi na poziomie, na jaki nigdy niestety nie wzbije się następca Rotha w **Scorpions** - Matthias Jabs. Po prostu - maestria najwyższej klasy. Nie mogło zabraknąć oczywiście i utworów, w których Roth pełniłby rolę wokalisty, tu najbardziej zapadły mi w pamięć średnio przeze mnie lubiane //Sun In My Hand//, jak i ubóstwiane //Polar Nights//. I trzeba przyznać, że Roth najwyraźniej znalazł odpowiednią receptę na siebie jako wokalistę, utwory te wypadły naprawdę fajnie. Intymna, domowa wręcz atmosfera Starego Domu, nieprzypadkowa publiczność, kontemplowanie koncertu siedząc przy piwie, lekko tupiąc nogą spoglądać z bliskiej odległości na malutką scenę - miało to swój niesamowity urok. Jakże inaczej chłonie się muzykę w takiej atmosferze, jakże inne to doświadczenie. Choć oczywiście rwało pod scenę, by poszaleć, by poskakać. Ale nie wypadało psuć odbioru innym... Można było co najwyżej dosunąć krzesło bliżej sceny. Chłonąłem tę wspaniałą muzykę jak gąbka, to były magiczne chwile. Gdzieś jednak w głębi duszy czułem jakąś nostalgię, jakiś smutek. To muzyka, która powinna przyciągać tłumy, to muzyka, która powinna być grana w większych salach przy pełnej publiczności. Każdy utwór powinien być fetowany ekstazą kilkutysięcznej publiki. Mam wielki szacunek do właściciela Starego Domu i ogromnie się cieszę, że udało się w tych niezwykle gościnnych progach zorganizować ten występ, ale... Gra Rotha, pełna mistyki, pełna artystycznej ekspresji, magii, której wśród współczesnych muzyków nie widzę, powinna nie być tylko i wyłącznie własnością niewielkiej grupy koneserów czy też wielbicieli starego, dobrego rocka. To powinny być większe sale, większe audytorium. A jeszcze lepiej, żeby na scenie zamiast niezwykle sympatycznych i solidnych muzycznie gości z **Crystal Breed** na scenie stali Meine, Schenker, Buchholz i Lenners, Rosenthal bądź Rarebell. Czy kiedyś doczekamy chociażby jednego pełnowymiarowego koncertu w tymże składzie? Jak dobrze, że są w naszym kraju ludzie z taką pasją jak pan Jan, jak dobrze, że są u nas tak nietuzinkowe, ciekawe miejsca jak Stary Dom. Jakże fantastyczną podróżą w czasie był ten występ Uliego Jona Rotha. PS. O Starym Domu możecie poczytać na stronie [http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130418/POWIAT01/130419416 Nowej Trybuny Opolskiej] i [http://opole.gazeta.pl/opole/1,88318,16304854,Przepis_na_sukces__Zrobic_klub_w_wiejskiej_stodole.html opolskiego oddziału Wyborczej].