Joel McIver - Sabbath Bloody Sabbath
RafaĹ Biela, 07-12-2010
Joel McIver - Sabbath Bloody Sabbath
wyd. Kagra, 2007 r.
Człowiek ma jakieś takie swoje dziwactwa. Ot, myśli sobie, że jak wydaje na coś pieniądze, to może oczekiwać profesjonalizmu. Albo, że ktoś, kto chce na czymś zarabiać, powinien oferować naprawdę porządny towar. Niestety, nie zawsze tak na tym świecie jest, a najlepszym tego dowodem jest książka Joela McIvera **Sabbath Bloody Sabbath**.
Wyczekiwana przez fanów publikacja reklamowana jest jako //kompletny przewodnik po legendzie zespołu, którego wiarygodność opiera się na informacjach z pierwszej ręki//. I faktycznie, trzeba przyznać, że autor zadał sobie sporo trudu, docierając do niezliczonej ilości oryginalnych wypowiedzi muzyków, oraz przeprowadzając osobiście sporo rozmów. Na tej płaszczyźnie niewiele mam do zarzucenia - książka to w przeważającej części cytaty, przeplatane skąpą narracją. I początkowo się to sprawdza, bo wątek dzieciństwa muzyków, okres przed powstaniem zespołu i pierwszego etapu jego funkcjonowania, opisany jest barwnie i ciekawie. Gdzie więc deklarowany na wstępie brak profesjonalizmu?
Powiem tak: czy wiecie, drodzy czytelnicy, co jest charakterystycznego w grze Tonego Iommiego? Otóż jest to //rifferka//. A jaka jest ulubiona technika gry Zakka Wylde'a? Z książki McIvera dowiedziałem się, że... //zaginanie strun//. Włos się jeży na głowie, gdy się coś takiego czyta. Na usprawiedliwienie autora mogę powiedzieć, że zapewne swoje trzy grosze dorzucił tu tłumacz, bo w oryginale raczej takich rewelacji nie było. Niemniej jednak ktoś to przetłumaczył, ktoś inny czytał przed wydaniem... Moja dobra rada dla tych ludzi - jak się o czymś nie ma pojęcia, to lepiej się za to nie brać. Tutaj zabrakło elementarnej wiedzy na temat branżowego słownictwa.
Tego typu kwiatków jest w **Sabbath Bloody Sabbath** znacznie więcej. Wielokrotnie miałem wrażenie obcowania z tekstem, który pisał człowiek z wysoką gorączką. Mozolnie budowane, pokręcone zdania, wiele dziwnych wtrąceń, no i nieustanne wrażenie kalek językowych, co prowadzi do błędów składniowych i logicznych. Pierwszy z brzegu przykład: //W 1'50" piosenka przybiera niespodziewany obrót i zaczyna przypominać coś **The Who**, być może **Who Are You** z ciężką pracą kotłów i brzęczącą klawiaturą, niż stary metal//. Pomijam już koszmarek w postaci //brzęczącej klawiatury//, ale całość sprawia wrażenie, że autor pod koniec zdania zapomniał o czym pisał na początku.
No dobrze, a treść? Niestety, mimo ciekawego początku, potem całość wyraźnie "siada". Autor koncentruje się na wymienianiu miejsc, gdzie grał zespół, a naprawdę istotne wydarzenia kwituje jednym zdaniem. W ogóle raczej nic nowego w tej książce nie ma, w większości są to znane fakty, które dla fanów grupy nie będą żadnym zaskoczeniem. Być może częściowo za taki stan rzeczy odpowiedzialny jest przedziwny zamysł, żeby w jednej książce pisać zarówno o **Black Sabbath**, jak i solowej karierze Ozzy'ego Osbourne'a, a nawet pozostałych muzyków oryginalnego składu. W rezultacie większość tematów traktowanych jest ogólnikowo.
Zaskakująco dużo miejsca poświęca natomiast autor opisom poszczególnych płyt i utworów. Jest to kolejna rzecz, które ewidentnie mi się w tej publikacji nie podoba. Jeśli na okładce czytam, że w książce znajdę wiarygodne informacje z pierwszej ręki, to co tam robią w pełni subiektywne recenzje? Autor jest zresztą wyraźnie stronniczy, faworyzując pierwszy skład zespołu i nieco lekceważąco wypowiadając się na przykład o **Ronniem Jamesie Dio** i płytach z nim nagranych. Zabawne są też kryteria oceny i sposób opisywania kolejnych albumów. Główną pożądaną cechą jest ciężar, więc autor niezbyt sobie ceni choćby **Sabbath Bloody Sabbath**, oceniając tę płytę jako komercyjną. Sporo miejsca poświęcono też tekstom, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że tylko Geezer Buttler cieszy się uznaniem autora w tej materii. Innych tekściarzy McIver bez pardonu określa jako nudnych i piszących banały. Czary goryczy dopełnia fakt, że recenzje polegają zwykle na opisywaniu co się dzieje w której sekundzie danego utworu. Styl gimnazjalisty w czarnej bluzie z logiem ulubionego zespołu.
I co z tego, że książka wydana została w solidnej, twardej oprawie, ze sporą ilością ciekawych, chociaż czarno białych zdjęć. Ilość błędów i kontrowersyjna w wielu miejscach treść sprawia, że całość ma niewielką wartość. Nie polecam.