T.Love, Strachy Na Lachy, Enej i inni - szczeciĹskie Juwenalia 2011
Maciej WilmiĹski, 30-05-2011
Kto: **pRocktolog**, **Road Trip's Over**, **Dead On Time**, **Strachy Na Lachy**, **T.Love**, **Enej**
Gdzie: Szczecin, Łasztownia
Kiedy: 18.05.2011 r.
Tegoroczne szczecińskie Juwenalia zaskakiwały niezwykle bogatą ofertą muzyczną. Cztery dni koncertów, niskie ceny biletów dla niestudentów, o cenach studenckich nie wspominając, a na scenie między innymi **T.Love**, **Strachy Na Lachy**, **Sidney Polak**, **Habakuk**, **Akurat**, **Hurt** czy **O.S.T.R.**. Program zatem niezwykle atrakcyjny. Ciekawy był też wybór miejsca - wszystkie występy odbywały się na Łasztowni - wyspie znajdującej się w centrum Szczecina, na co dzień siedzibie firm i przemysłu związanych przede wszystkim z działalnością szczecińskiego portu. Co prawda żeby z głównego mostu dojść na wyspę trzeba iiiiiiiiiiść sporo, a okolica smutnoindustrialna, daleka od pięknych planów włodarzy miasta (no ale mają czas, wszak dni chwały mają nadejść w roku 2050), to jednak scena tuż przy Odrze wśród masy zieleni, z widokiem na wyłaniające się z niej największe perełki miasta, świetnie oświetlone - Wały Chrobrego, Zamek Książąt Pomorskich czy katedrę robiły wrażenie. //Tak patrzę - ja pier..., jak tu pięknie// - rzekł ze sceny Grabaż w czasie występów **Strachów Na Lachy**.
Spośród oferty organizatorów wybraliśmy koncert inauguracyjny, którego głównymi gwiazdami były grupy **Enej**, **Strachy Na Lachy** i **T.Love**. Koncert, który wydawał się być najatrakcyjniejszym punktem studenckiego święta. I faktycznie, były tłumy. Co prawda z okien akademików słychać ostatnimi czasy głównie elektroniczną łupankę, ale jednak widać siła polskiego rocka wciąż bardzo duża. Nawet statystycznie odliczając tych, którzy przybyli na występy z pobudek pozamuzycznych...
**pRocktolog**, **Road Trip's Over**, **Dead On Time**
Niewdzięczne zadanie rozgrzewki i wypełnienia czasu ludziom do koncertów głównych gwiazd przypadło trzem młodym szczecińskim zespołom. Pod sceną garstka bawiących się ludzi, w jej okolicy masa czyhających na co lepsze miejsca na późniejsze występy, wokoło masa kółeczek ze studenckimi dysputami o tematyce, której jednak lepiej nie przytaczać, bo to nie miejsce do załamywania rąk nad przyszłą "elitą"...
Spośród wszystkich trzech supportów bez wątpienia najlepiej zaprezentowała się grupa **Dead On Time**. Zgodnie z przewidywaniami - wszak ma ona już na swoim koncie pierwsze sukcesy (między innymi występ w programie telewizyjnym "Fabryka Kultury" i kwalifikację do wielu tegorocznych edycji znanych imprez, takich jak Przystanek Woodstock czy Seven Festival). Zespół grał żwawo (ich muzykę można określić jako bardzo energetyczny rock z domieszką punk rocka) i bez kompleksów, aczkolwiek niczym szczególnym nie zachwycił. A przy okazji niezłego występu **Road Trip's Over** nie można nie wspomnieć o momentami żenującej konferansjerce, nad którą muzycy muszą jeszcze moooocno popracować. Ale potencjał jest.
**Strachy Na Lachy**
Zespół Grabaża wszedł na scenę pięć minut przed 21 i z miejsca porwał publiczność utworem //Dzień dobry kocham cię//. Jako początek tego typu imprezy, granej przecież dla przypadkowej publiczności - strzał w dziesiątkę. W mgnieniu oka z alkoholowo-garmażeryjnej części imprezy ku scenie ruszyła masa ludzi. Pod sceną dała znać o sobie spora grupa fanów, studenckie (i nie tylko) pary zaczęły czulej spoglądać sobie w oczy - jednym słowem dobrze rozpoczęta zabawa. A gdy chwilę później zabrzmiał porywający energią, wspaniale bujający //Cygański zajeb// publika była kupiona. Po ilości osób wykrzykujących teksty, widać było że zespół cieszy się wśród studenckiej braci sporą popularnością. Tylko się cieszyć!
Grupa dała bardzo udany godzinny koncert. Nie zabrakło największych - oprócz już wymienionych - przebojów jak //Twoje oczy lubią mnie//, //Jedna taka szansa na 100// (z fajnymi dośpiewkami Grabaża z publicznością), //Raissa//, //Piła Tango// czy chyba najbardziej oczekiwane i chóralnie odśpiewane //Żyję w kraju//. Ani się człowiek obejrzał, a tu przez niespełna dekadę działalności zespół wyprodukował naprawdę sporo klasyków - wypełniły one większą część występu. Ale i nie zabrakło mniej oczywistych numerów, jak //Awangarda, jazz i podziemie//, //Miłosna kontrabanda / A Praga tonie// czy rollingstonesowskiego //Paint It Black// z oczywiście własną wersją słów.
Generalnie - setlista idealnie skrojona na tego typu imprezę, a zabawa przednia. Również ze strony zespołu i Grabaża, który oczywiście rządził publicznością, przekomarzając się z nią ale i gitarzystą - Kozakiem. Bardzo udany występ. Szkoda tylko, że nie dłuższy.
**T.Love**
**T.Love** to również starzy wyjadacze tego typu imprez, doskonale wiedzący z kim i z czym mają do czynienia i spoglądający na to z odpowiednim przymrużeniem oka. //Cześć dziewczynki i chłopcy, dajcie głos// - zagaił Muniek. A zaczęli z równie dużym przytupem jak **Strachy**, od //IV L.O.//. Mimo drobnych kłopotów - wyraźnie słyszalnej chrypki i problemów głosowych Muńka oraz dwukrotnego falstartu, gdy Sidney Polak wystartował z niewłaściwym utworem - zespół dał długi, energetyczny koncert.
Mieliśmy okazję przypomnieć sobie wszystkie najważniejsze przeboje grupy. I te bardziej oczywiste, jak //Warszawa//, //Nie Nie Nie//, //I Love You//, //Jest Super//, //Ajrisz//, //King//, a nawet //Chłopaki nie płaczą//. I te znane i uwielbiane głównie przez fanów, jak //Potrzebuję wczoraj//, //Bóg//, //Kołysanka-zabijanka//, //Gwiazdka//, //Autobusy i tramwaje//, //Garaż//, //To Wychowanie//. Nikt nie miał prawa narzekać.
Dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem było wykonanie znanego z **I Hate Rock&Roll** //Foto//. Ale to, co ucieszyło najbardziej to aż cztery nowe numery, szykowane na nowy album. Kiedy rozbrzmiał shadowsowski riff do zagranego jako drugi utworu //Moja kobieta//, a Muniek wszedł z mocnymi, dość kontrowersyjnymi słowami, od razu oczy mi się zaświeciły. W mig zrozumiałem na czym polega to zapowiadane połączenie źródeł rockandrolla ze współczesnymi czasami - zabrzmiało to kapitalnie. Równie udane, przebojowe i mocne tekstowo było //Polskie mięso//, z fajnie wkomponowanymi partiami klawiszy. Z nowości zagrali jeszcze utrzymane w klimatach twórczości **Johnny'ego Casha** //Country Rebel// i **Boba Dylana** //Jerusalem//. Co tu pisać - szykuje się znakomita płyta.
Uwagę oprócz Muńka skupiał oczywiście szalejący, miotający się z gitarą Janek Pęczak, zaskakującym akcentem było też wyjście Majchera na przód sceny podczas solówki do //Kinga//. A wracając jeszcze do Pęczaka, mimo początkowych wątpliwości z wielu stron, wydaje się idealnie do tej kapeli pasować i widać, że bardzo dobrze się w nią wkomponował.
Na bis kolejny nowy numer - //Lucy Phere// oparty na muzyce **Boba Dylana** z tekstem Muńka i nieśmiertelny, coverowany chyba przez wszystkie gwiazdy polskiego rocka //The Passenger//. I większość publiczności ruszyła do domu. A to wcale jeszcze nie koniec.
**Enej**
Rolę zespołu "na dobicie" przyjął olsztyński **Enej**. Odważny krok ze strony organizatorów - w ostatnich tygodniach o grupie było co prawda głośno za sprawą telewizyjnego talent-show Polsatu, "Must Be The Music", którego zespół jest laureatem, jednak...
Z racji późnej pory zebrana pod sceną publiczność mocno się przerzedziła. Ci, którzy zostali z pewnością nie żałowali tych kilkudziesięciu minut snu mniej tej nocy. **Enej** zagrał z młodzieńczą werwą i przytupem (co akurat zrozumiałe z racji wieku jego członków i specyfiki uprawianej muzyki), czym wkupił się w łaski publiczności. Ta ostatnia dawała się porwać zabawie, skandując co bardziej chwytliwe refreny, a tych nie brakowało. Bo twórczość ekipy z Olsztyna to przede wszystkim proste w budowie, ekstremalnie przebojowe, rockowe piosenki, z dużą dozą ukraińskiego folku (w instrumentarium między innymi: akordeon, sekcja dęta, gdzieniegdzie śpiew po ukraińsku). Piosenki, trzeba podkreślić, doskonale wykonane.
Zespół zagrał kilkanaście najlepszych kawałków ze swoich dwóch wydanych jak dotąd albumów - **Ulice** (2008 r.) i **Folkorabel** (2010 r.). Wśród nich warto wyróżnić otwierające koncert (oraz zagrane powtórnie na bis) //Radio Hello// - głównego sprawcę sukcesu **Eneja** w ostatnich tygodniach, niosący pokojowe przesłanie //Taki kraj// (zaśpiewany przez basistę grupy, Mirosława (Mynia) Ortyńskiego ), taneczny //Hermetyczny świat//, gitarowe //Państwo B//, utrzymane w klimacie reggae //Ulice// czy zaśpiewane po ukraińsku //Myla moja//. Zresztą... Wszystko wypadło fajnie.
Stojąc pod sceną, nie mogłem wyjść z podziwu dla wokalisty (a zarazem akordeonisty) formacji - Piotra (Lolka) Sołoduchy, który tak w studio, jak i na żywo śpiewał lekko, bardzo technicznie, a zarazem mocno i pewnie. Dodatkowo obdarzony jest przyjemną barwą i niemałą skalą głosu. Wokal to dla mnie zdecydowanie największy atut zespołu, aczkolwiek do instrumentalistów również trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia - po prostu grają swoje.
Podsumowując całość - niezwykle udana impreza. Każdy z zespołów zagrał uczciwe, pełne energii i pozytywnych wibracji koncerty. Tym bardziej szkoda, że nie wszyscy zostali do samego końca. Organizatorzy Juwenaliów chyba trochę przedobrzyli z liczbą gwiazd tego dnia. Jednak takich problemów życzylibyśmy sobie i wszystkim szczecinianom jak najwięcej!