Encyklopedia Rocka

Rockowe klisze

Rockowe klisze Rock Star (2001 r.) Reżyseria: Stephen Herek Swego czasu fani rocka ostrzyli sobie zęby na to dzieło. Zapowiadano je bowiem jako zekranizowanie historii Tima "Rippera" Owensa, ówczesnego wokalisty **Judas Priest**, który trafił do ukochanego zespołu wprost z grupy coverującej jego utwory. Do tego wśród obsady znaleźli się nie byle jacy rockmani, bowiem mamy tu Zakka Wylde'a, Jasona Bonhama, Jeffa Pilsona, a także szerzej nieznanego wówczas Mylesa Kennedy'ego czy druha Wylde'a z **Black Label Society**, Nicka Catanese. Jako, że historia Owensa ma w sobie coś z amerykańskiego mitu "od zera do bohatera", nie dziwota, że znalazła się na celowniku scenarzystów z Hollywood. Niestety, efekt końcowy to film sztampowy, straszliwie schematyczny, dość toporny i niewiarygodnie naiwny. Ale nie brak w nim kilku dźwięków i smaczków, które z pewnością ucieszą fanów takiej muzyki. Z całej historii **Judas Priest** wzięto tu niewiele. Są niby lata 80., choć na ekranie kompletnie tego nie widać. Chris Cole (w tej roli kompletnie nietrafiony Mark Wahlberg) pracuje na co dzień przy kserokopiarce i jest miłym grzecznym chłopcem z długimi włosami. Jest wierny swojej dziewczynie Emilly (przesłodzona Jennifer Aniston), która kibicuje jemu i zespołowi w którym śpiewa, cover-bandzie wielkiej gwiazdy metalu Steel Dragon - Blood Pollution. Grupa ma swoje kłopoty, ot chociażby na koncercie gitarzysta nie chce grać nuta w nutę utworów Steel Dragon, czego nasz Chris zdzierżyć nie może. W groteskowej scenie najpierw odłącza gitarę od wzmacniacza, żeby następnie rozbić go statywem. Na scenie wywiązuje się bójka, występ zostaje przerwany, a następnego dnia nasz bohater wylatuje z zespołu. Jego współpracownicy przemyśleli sprawę i chcą grać własne utwory. Na szczęście ze Steel Dragon odchodzi wokalista Bobby Beers (imię nieprzypadkowe, do tego pada zdanie //pewnie przeszkadza im to, że jestem gejem//, ot taki dziwny prztyczek dla Halforda (?)), w domu naszego bohatera dzwoni więc telefon z propozycją zastąpienia przy mikrofonie swojego idola. Jak wpłynie to na losy naszego bohatera i jego związek? Czy czeka go życie usłane różami? Czy o tym marzył? Nietrudno się domyślić. Szczególnie, że wszystko rysowane jest grubą kreską, straszliwie topornie i zgodnie z wszystkimi rockmetalowymi wyświechtanymi stereotypami. Niestety, ale w znacznym stopniu film kładzie sam Wahlberg, który wygląda jakby trafił tu przez przypadek, a długowłosa peruka aż nadto mu nie pasuje. Oj, jakże mocno widać, że człowiek ten nie czuje rockowego klimatu. Cóż, jeszcze jako Marky Mark preferował trochę inne klimaty... Nie lepiej wypada plastikowa i słodko-naiwna Jennifer Anniston. Znacznie lepiej prezentują się Dominic West jako lider i gitarzysta Steel Dragon i przede wszystkim Timothy Spall jako tour manager. Z kolei zatrudnieni muzycy rockowi robią tu za tło i zapewniają imidż. I cóż, patrząc nie tylko na sceny z - nomen omen - koncertowych scen, aż nadto widzimy kto tu jest "rockersem", a kto trafił tu przez pomyłkę. Specjalnie na potrzeby filmu powstało kilka niezłych numerów dla Steel Dragon, utrzymanych w pudelmetalowym stylu, które towarzyszą nam w czasie pokazywanych koncertów zespołu, czy razem z kilkoma klasykami stanowią miłe tło dla akcji. Wokale zapewnili między innymi Miljenko Matijević i Jeff Scott Soto. Warto posłuchać chociażby niezłego //Blood Pollution//. Film okazał się spektakularną klapą finansową, co niespecjalnie dziwi. Okropne klisze i straszliwy schematyzm. Jeżeli ukończyłeś(aś) 15 lat, omijaj.